historia antykultury
MARSZ PRZEZ INSTYTUCJE

 

/materiały w opracowaniu/

Przedstawiona w 1967 r. przez Rudiego Dutschke koncepcja „marszu przez instytucje” była prosta, ale z perspektywy historycznej okazała się koncepcją niezwykle wyrafinowaną i skuteczną. Jej podstawowa myśl sprowadza się do tego, że jeśli instytucje starego systemu okazały się trwałe i odporne na ataki rewolucji, to należy z tych „zewnętrznych” ataków zrezygnować, ale wprowadzić do tych instytucji swoich ludzi, którzy je zniszczą od środka.
Hasłem marszu przez instytucje było „wywrócić cały ten sklep do góry nogami”.
Dalekosiężność tej koncepcji „wyszła w praniu”, ponieważ – niezależnie od tego, czy sam Rudi Dutschke zdawał sobie z tego sprawę - wszystko zależy od definicji pojęcia „instytucja” i rozumienia ich „przejęcia”. W szerokim i zrealizowanym, a raczej w obecnie realizowanym znaczeniu najważniejsze „instytucje” to nie organizacyjne formy życia społecznego (uczelnia, biuro, bank, ministerstwo), ale mechanizmy określający zasady życia społecznego (małżeństwo, rodzina, wspólnota, religia, nauka, sztuka), a „przejęcie” (wg ideologów) wcale nie oznacza obejmowania stanowisk i synekur w zorganizowanych formach życia społecznego (chociaż oznacza to dla antykulturowych funkcjonariuszy), ale zmianę ich społecznej funkcji.
Marsz przez instytucje objął wszystkie dziedziny życia społecznego, znienił paradygmat nauki i „system gwarantowanej wiedzy”, schemat życia społecznego (szamanizm), czyli definicję prawdy, a przede wszystkim przeobraził najważniejszą instytucję określającą system wartości kultury, czyli religię i reprezentujący ją kościół.
Kiedy z przyczyn geopolitycznych pojawiły się możliwości przeksztalcenia instytucji państwa, rozbił dwie podstawy tożsamości – tożsamość płciową jako podstawę tożsamości osobniczej i tożsamość narodową jako podstawę tożsamości wspólnotowej.
Głównym dorobkiem marszu przez instytucje było nowe rozumienie funkcji państwa jako organizacji chaosu i zupełnie nowa definicja władzy jako metody zarządzania chaosem.

Twarda rzeczywistość wobec której stanęła zachodnia lewica w drugiej połowie lat 60-tych była prosta: przywódcy rewolucji kontrkulturowej tracili lawinowo poparcie szerokich kręgów społeczeństwa, a szczególnie proletariatu, dla którego żyjący z pieniędzy rodziców i z państwowych stypendiów, ale upracie demonstrujący studenci byli po prostu bandą rozkapryszonych nierobów, jej społeczną bazę stanowiła w gruncie rzeczy bezideowa, spragniona zabawy część młodzieży akademickiej, jej kadry tworzyła niewielka grupa aktywistów, których część radykalizowała się zmierzając w kierunku terroryzmu, racjonalne i ideologiczne podstawy krytyki starego systemu były coraz bardziej wątpliwe, kapitalizm okazywał się elastyczny, atrakcyjny i demokratyczny.
Z kolei przywódcy zachodnich partii komunistycznych zostali skonfrontowani z częściową przynajmniej prawdą o stalinizmie i doktryną Breżniewa i pierwszym przypadkiem, gdy ich moskiewska centrala człogami rozjechala Praska Wiosnę, która nie była powstaniem społeczeństwa przeciw komunistycznej władzy (bo takie powstanie należy tłumić), ale likwidacją własnej wewnętrznej opozycji, która próbowała zreformować komunizm i uczynić goakceptowalnym dla społeczeństwa. Mowiąc skrótowo, inwazja na Czechosłowację w 1968 r. była inwazją na „nową lewicę”, czyli nadzieję zachodniego marksizmu klasycznego.
Perspektywy wywołania i zwycięstwa rewolucji na Zachodzie były coraz mniejsze, a realne szanse na przejęcie władzy żadne. Rozwiązania wymagał więc nie tylko problem rozbicia istniejącego systemu, ale i realnego kształtu systemu nowego i kadr, które miałyby ten system budować.
Trzeba podkreślić charakter czasów, o których mowa, czyli przełomu lat 60-tych i 70-tych. W tym okresie ani większość społeczeństw, a prawdopodobnie i większości zawodowych polityków nie wyobrażała sobie tych zmian, jakie w świecie zaszły w końcu lat 80-tych i na początku lat 90-tych. Blok wschodni był dopiero na początku swojej polityki ekspansji, a podział Europy symbolizawny murem berlińskim był doświadczeniem bardzo świeżym. Jeszcze w połowie lat 80-tych przeciętny niemiecki student był całkowicie przekonany, że istnienie dwóch państw niemieckich jest trwałym faktem historycznym, a przejęcie władzy przez SPD otworzyło rozdział „pojednania” dwóch odrębnych państw niemieckich i koregzystencji z blokiem wschodnim.
Z drugiej strony pokolenie lewicowych aktywistów było jeszcze młode i konflikt z systemem miał nie tylko ideologiczny, ale i psychologiczny charakter. Zgodnie z hasłem Wielkiej Odnowy jakikolwiek reformizm i udział w strukturach państwa kapitalistycznego był wykluczony.
To powodowało, że idea marszu przez instytucje wcale nie trafiła na sprzyjający grunt, ale właśnie dlatego była koncepcją długofalową.

 

PRZYCZYNY

Przyczyną powstania koncepcji marszu przez instytucje była kolejna klęska marksizmu, spadek społecznego poparcia, a wręcz wrogość społeczna wobec coraz bardziej radyalnych aktywistów, ale przede wszystkim brak perspektywicznego programu pozytywnego i brak kadr zdolnych do przejęcia władzy. Sam Dutsche przyznal w jednym z wywiadów, że w kilkumilionowym Berlinie miał 100-200 oddanych ludzi, którzy byli w stanie wyprowadzić na ulice kilka tysięcy demonstrantów, z których większośc w ogóle nie interesowała się polityką, ale szukała okazji do ciekawej zabawy, rozróby, „eventu”.

 

ŹRÓDŁA

 

CO TO BYŁ CHIŃSKI "DŁUGI MARSZ"

W 1919 r. powstała socjalistyczna Narodowa Partia Chin – Kuomintang – początkowo współpracująca z bolszewicką Rosją. W 1921 r. powstała kominternowski Komunistyczna Partia Chin. W 1926 r. nowy przywódca Kuomintangu Czang Kai-Szek zerwał współpracę ze Związkiem Radzieckim, a partia zdobyła władzę niemal w całych Chinach. W 1927 r. wybuchła wojna domowa. W 1931 r. komuniści powołali do życia Chińską Republikę Rad. Kuomintang podjłą ofensywę w celu likwidacji ośródków baz komunistycznych w półudniowo-wschodnich prowincjach. Siły komunistyczne rozpoczęły trwające rok (1934-35) przegrupowanie nazwane „długim marszem”, przenosząc się do prowincji północno-zachodnich i zbierając po drodze rozproszone oddziały. W 1934 r. republika radziecka została rozbita, ale przywódca marszy Mao-Tse Tung został faktycznym przywódcą Komunistycznej Partii Chin (formalnie od 1943 r.).
W długim marszu brało udział 90 tysięcy żołnierzy i 30 tysięcy cywilów, z których przeżyło mniej niż połowa. W kraju liczącym ok. pół miliarda mieszkańców był to absolutny margines. Fakt, że tak niewielka grupa aktywistów niewiele lat później (1949) stworzyła komunistyczną Chińską Republikę Ludową stał się podstawą mitu długiego marszu jako symbolu rewolucyjnej determinacji.

 

WIELKI SKOK

W 1958 r. w Chinachrozpoczęto realizację polityki „trzech czerwonych sztandarów, która miała doprowadzić do wielkiego skoku cywilizacyjnego. Jej podstawą były samowystarczalne komuny (powstało ich 26 tysięcy). Planowano osiągnięcie w okresie pięciolatki potencjaly mocarstwa światowego. Kampania doprowadziła do gospodarczej katastrofy i klęski głodu. W latach 1961-1965 podejmowano próby wycofania się z tej polityki. Odsunięty od władzy Mao Tse Tung podjął kontrofensywę rozpoczynając rewolucję kulturalną.
Wielki Skok spowodował ok. 20 milionów ofiar.

 

CZTERY STAROCIE

W latach 1966-1973/76 trwała rewolucja kulturalna rozpoczęta masowymi czystkami w partii komunistycznej. Ostatecznie zakończyło ją przejęcie władzy przez Deng Xiaopinga w 1978 r.
Hasłem rewolucji była walka z „czterema starociami”: starymi ideami, starą kulturą, starymi zwyczajami, starymi nawykami.
Inicjatorami rewolucji byli MaoTse Tung i Lin Biao, a wykonawcami tzw. hunwejbini albo Czerwona Gwardia,czyli oddziały sfanatyzowanej młodzieży komunistycznej.
Rewolucja kulturalna w Chinach sformułowana prostym językiem cel, który neomarksiści zachodni próbowali sformułować z nieczytelnym języku socjologiczno-filizoficznym.

 

RUDI DUTSCHKE - POSTAĆ

Rudi Dutschke urodził się w 1940 r. w Schonefeld pod Berlinem i dorastał już w Niemieckiej Republice Demokratycznej. W 1956 r. wstąpił do FDJ (takie NRD-owskie ZMP), ale po rosyjskiej inwazji na Węgry jego poglądy uległy radykalizacji, odmówił wstąpienia do wojska, a w 1961 r., tuż [rzed wzniesieniem muru berlińskiego przeniósł się do Merlina Zachodniego żeby studiowac socjologię. W czasie studiow czytał Marksa, Lukacsa, Blocha, poznał teorie krytyczną, a także pracami ewangelickich teologów Karla Bartha (1886-1968) – twórcy „teologii dialektycznej” i protestanckiego filozofa religii Paula Tillicha (1886-1965). Wywodzący się z protestanckiej rodziny Dutschke stworzył własną wesję chrześcijańsko-marksistowskiego socjalizmu, w której wolna wola jednostki była czynnikiem nadrzędnym wobec uwarunkowań społecznych.
W 1962 r. Dutschke współzakładał berliński oddział monachijskiej grupy „Akcja Wywrotowa” i współpracował z wydawanym przez nią czasopismem Anschlag (1964-1966) i z członkami Grupy SPUR, czyli niemieckiego oddziału Międzynarodówki Sytuacjonistycznej. W 1965 r. przyłączył się do SDS (Socjalistyczny Związek Studentów Niemieckich) stając się jedną z jego głównych ideologów. Związek łączył protest przeciwko systemowi ze sprzeciwem wobec – jego zdaniem – nie rozliczonej przeszłości nazistowskiej i należał do tzw. opozycji pozaparlamentarnej (APO). W 1966 r. Dutschke zetknął się po raz pierwszy bezpośrednio z ideologami Nowej Lewicy podczas wykładów Herberta Marcuse i czynnie działał na rzecz upolitycznienia studentów. Jednym z jego pomysłów było organizowanie „Antyuniwersytety dostępnego dla uczniów i robotników, wzorowanego na podnych inicjatywach w Berkeley i w Paryżu. W 1967 r. przy Wolnym Uniewrsytecie w Berlinie powstał tzw. „Uniwersytet Krytyczny” wg wzorów opracowanych przez Wolfganga Nitscha.
Działaniom SDS towarzyszył coraz większa niechęć zarówno władz jak i społeczeństwa. Dla większości ludzi postulaty nieustannie demonstrujących, krytycznych, ale żyjących ze stypendiów i na koszt rodziców studentów były niezrozumiałe i coraz bardziej irytujące. Studenci tracili sympatię nawet wlasnych uniwersyteckich wykładowców, chociaż byli atrakcyjni dla mediów. W tym też czasie Dutschke był częstym gościem telewizyjnych studiów i stał się czołową postacią niemieckiej kontestacji.
W 1967 r. podczas jednej z demonstracji zastrzelony został student Benno Ohnesorg (okoliczności do dzisiaj sa niejasne), a w 1968 r. sam Dutschke został ciężko ranny w wyniku zamachu.

 

DLACZEGO NIEMCY

Proces denazyfikacji w Niemczech był intensywny, ale powierzchowny i krotkotrwały. Część nazistów pozostała bezkarna, pamięć o nazizmie została stłumiona w wymiarze jednostkowym. Społeczna reedukacja stała się swego rodzaju narodowym testem na polityczną poprawność. Tolerowanie wszelkiej odmienności stało się symbolem demokratycznej dojrzałości. Radykalni aktywiści, w innych krajach zapewne marginalizowani, w Niemczech byli hodowani jako świadectwa przezwyciężenia tradycji totalitaryzmu. Wywiady z Dutschkem przypominały prezentację „ciekawostki przyrodniczej”.
Kiedy młodzi radykałowie zaczęli wywolekac nierozliczoną przeszłość, metodą było ich zagłaskanie tolerancją.

 

POKOLENIA

Zjawisko to obejmuje kilka generacji działaczy, tworzących swoistą sztafetą pokoleń. Najważniejsza była grupa aktywistów rewolty 68, należących do urodzonego po II wojnie światowej pokolenia „baby-boomers” (np. Daniel Cohn-Bendit - 1945, Adam Michnik – 1946, Joschka Fischer – 1948), oraz nieco młodszych, najaktywniejszych uczestników ruchów Nowej Lewicy, która ideologicznie pozostawała marksistowska, ale dystansowała się już wyraźnie od marksizmu klasycznego, związanego z rosyjskim komunizmem i tzw. realnym socjalizmem. Do tego pokolenia należeli m.in. Aleksander Kwaśniewski – 1954, czy Jose Manuell Barosso – 1956. Te dwa pokolenia osiągnęły „wiek polityczny” w połowie lat 80-tych, kiedy dojrzewała idea Unii Europejskiej i one odgrywały i odgrywają decydującą rolę w trzech transformacjach: (1) transformacji skrajnej lewicy (komunistów, maoistów, trockistów, luksemburgistów, a nawet terrorystów) na „socjaldemokratów”, (2) transformacji kapitalizmu w anarchokomunizm i (3) transformacji Wspólnoty Europejskiej w Unię Europejskiej i Unii Europejskiej w związek regionów podlegających centralnemu rządowi w Brukseli określającemu jednolity system ekonomiczny i formę kultury.

 

SKUTKI

W 2003 r. niemiecki dziennikarz Jurgen Busche mógł napisać:
„Długi marsz przez instytucje, prowadzony przez przywódców rewolty 68, opozycję pozaparlamentarną i różne nurty ruchów społecznych, zakończył się w centrum władzy i opanował kluczowe stanowiska w państwie, gospodarce i na uniwersytetach, zapewniając im dominującą pozycję w ogólnospołecznej dyskusji”.

 

PROGRAM MARSZU

Marsz przewidywał przemiany kulturowe przez przemiany instytucji społecznych kształtujących ludzką psychikę

JĘZYKA

NAUKI

RELIGII I KOŚCIOŁA

WARTOŚCI I MORALNOŚCI

i sposób organizowania się społeczeństwa, a więc

WŁADZY

 

SYSTEMU ZARZĄDZANIA

Najważniejszym problemem stała się kwestia kadr, ich produkcji i reprodukcji oraz plasowania w strategicznych centrach kształtowania opinii publicznej.

 

KADRY

 

METODY ODDZIAŁYWANIA

 

KWALIFIKACJE KRYTYCZNE

 

GRAMSCI, MARCUSE, MOSCOVICI

Kadre są najtrudniejszym do ujęcia elementem, ponieważ tworzą je ludzie zmieniający się w czasie. Pierwsza genracja kadr obejmowała młodych aktywistów antysystemowych,który kontestowali system jako taki. Dlatego odrzucało ono wejście we współprace z systemem w jakiejkolwiek formie (Wielka Odmowa). To pokolenie stworzyło opozycję pozaparlamentarną i wchodziło do marginalnych mniejszości.
Z czasem w miare zmieniających się warunków dojrzewało do udziału w profesjonalnej polityce. I to ono zaczęło oprzekształcać organizacje społeczne w reprezentację polityczną, co nastąpiło w latach 80-tych i 90-tych.
W wyniku tych przemian dojrzała nowa koncepcja władzy polegająca na tworzeniu chaosu i zarządzaniu chaosem. Inna rol przypadała politykom i organizatorom życia społecznego, inna zaś rola szmanom

 

WODZOWIE - POLITYCY

 

SZAMANI - INTELEKTUALIŚCI

 

PRZEŁOM AUTOREPRODUKCYJNY – INSTYTUCJONALIZACJA ANTYKULTURY

 

IDEA

Marsz przez instytucje oznacza dłygi proces wnikania aktywistów lewicy do instytucji życia społecznego w celu ich opanowania i przekształcenia „od wewnątrz”.
Hasło marszu brzmiało bardzo sytuacjonistycznie: „Wywrócić cały ten sklep do góry nogami”.
CZYM NAPRAWDĘ JEST MARSZ PRZEZ INSTYTUCJE
Tradycyjnie rozumiana rewolucja jest nieekonomiczna i mało skuteczna. Rodzi opór, który trzeba pokonać siłą ponosząc znaczne nakłady i znaczne straty własne, prowadzi do zniszczenia instytucji starego systemu i zmusza to tworzenia nowych instytucji, których opresyjny charakter jest oczywisty. O wiele korzystniejsze jest stopniowe opanowanie instytucji starego systemu i sparaliżowanie ich działania od środka przez ich dezorganizację i demoralizację. Niszcząc instytucje starego systemu łatwo doprowadzić do jego załamania. Mogą tego dokonać stosunkowo nieliczne, dobrze wyszkolone kadry, ponieważ dezorganizowanie jest zwykle łatwiejsze od organizowania.
Taki jest sens najprostszego rozumienia pojęcia marszu przez instytucje jako metody zniszczenia starego systemu, ale nie rozwiązuje on kwestii – co dalej, tzn. co po destrukcji?
Istnieje jednak szersze jego rozumienie.
Instytucje systemu zapewniają jego skuteczne funkcjonowanie dlatego, że cieszą się społecznym zaufaniem. Zaufanie nie jest kategorią racjonalną, ale emocjonalną. Powstaje ono z przekonania, że instytucja przez długi okres spełniająca prawidłowo wyznaczone jej funkcje społeczne będzie je spełniać prawidłowo „ze swej natury”. Nowy system musi również mieć swoje instytucje i jeśli powstają one w sytuacji rewolucyjnej, nie cieszą się zaufaniem, a ich skuteczność może być tylko wynikiem terroru. Logiczny wniosek mówi więc, że rewolucję najskuteczniej można przeprowadzić przejmując instytucje starego systemu w taki sposób, żeby nie utraciły one społecznego zaufania. Oznacza to proces, w którym zachowana zostaje społeczna funkcja instytucji, ale całkowicie zmieniona zostaje treść jej działania.
Przejęcie instytucji starego systemu i stopniowe przeistoczenie ich w instytucje nowego systemu ma same zalety. Pozwala uniknąć strat związanych z rewolucją i zaoszczędzić kosztów budowy nowych instytucji, a przede wszystkim powoduje, że te nowe, działające już w zupełnie innym celu instytucje korzystają z prestiżu, jakim cieszą się w społeczeństwie, a „ludzie starego systemu” działający w tych instytucjach przez długi okres swoim społecznym autorytetem firmują realizację celów nowego systemu,spełniając rolę tzw. „pożytecznych idiotów”.
CO TO SĄ INSTYTUCJE I JAKA JEST ICH FUNKCJA
W języku socjologicznym instytucja to każda struktura lub mechanizm określający porządek społeczny i zachowania jednostek tworzących wspólnotę. Nie chodzi więc o instytucję jako formę organizacyjną, np. o urząd stanu cywilnego, szkołę, kościół itp., ale o strukturę lub mechanizm, np. małżeństwo, wychowanie, religię itd.
Po raz pierwszy pojęcie instytucji w takim rozumieniu zastosował konsekwentnie chyba angielski filozof i socjolog Herbert Spencer (1820-1903) w dziele „Zasady socjologii” (1874-1896), będącym częścią wielkiego „Systemu filozofii syntetycznej”.
Różnicę wyjaśnia przykład.
Tradycyjnej system społeczny ma prostą budowę. Podstawową komórką społeczną jest rodzina, czyli związek kobiety i mężczyzny oraz ich dzieci. Rodzice (a stopniowo i dzieci) zdobywają środki egzystencji uczestnicząc w systemie podzielonej pracy i wolnym rynku wymiany. Ten społeczny system pracy i wymiany rządzi się określonymi zasadami, stawia uczestnikom określone wymagania zapewnia określone korzyści. Rodzice uczą swoje dzieci zasad obowiązujących w tym systemie wychowując je najpierw w rodzinie. Potem funkcję te przejmuje system oświaty i wychowania, który wyposaża dzieci w wiedzę specjalistyczną, której nie mogą opanować w rodzinie.
Rodzina oparta jest na związkach krwi i związkach uczuciowych, które tworzą się w skomplikowanym układzie matka, ojciec, dziecko. Nie jest to układ trzech identycznych, ale trzech różnych składników i relacji. Inny jest związek dziecka z matką, a inny z ojcem i w tych relacjach strony zaspokajają nawzajem inne potrzeby. Odmienność stron i relacji wynika w najgłębszej warstwie psychologicznej z płci i własną osobowość dziecko kształtuje harmonijnie (a przynajmniej powinno kształtować harmonijnie) w tych pierwszych relacjach z rodzicami. O tym, że podstawowy element tożsamości osobowej, czyli tożsamość płciowa jest niezależna od warunków rozwoju człowieka świadczy to, że kształtuje się ona zgodnie z biologicznym wzorcem nawet wtedy, gdy dziecko z różnych przyczyn wychowuje się bez rodziców. Zakłócenie procesu kształtowania własnej tożsamości pojawia się dopiero wtedy, gdy warunki oddziaływają wbrew biologicznym skłonnościom. Prowadzi to do (w zalezności od charakteru tych warunków) albo do zakłócenia rozwoju osobowości albo wręcz do jej zniszczenia.
System działa sprawnie, jeśli obowiązujące w nim zasady są przez wpólnotę akceptowane, a przynajmniej respektowane. Respektowanie tych zasad automatyzuje wychowanie, ale sakcjonuje moralność i system wartości, który uświęca religia (chodzi tu o religię jako mechanizm społeczny, a nie o konkretne wyznanie – w tym sensie każda moralność ma podstawy religijne, tyle że Bogiem nie jest np. Chrystus, ale Allah czy Józef Stalin).
Rewolucja może zlikwidować instytucję małżeństwa, rodzinę, szkołę i religię i takie były propozycje lewicy na różnych etapach rozwoju jej ideologii. Jednak likwidacja tych instytucji napotyka zwykle na ogromny opór społeczny. Rewolucja może ten opór przełamać siłą, ale musi potem stworzyć nowe mechanizmy umożliwiające sprawne funkcjonowanie systemu. Nie jest to możliwe, ponieważ łatwo jest stworzyć instytucje jako formy organizacyjne, ale instytucje jako mechanizmy powstają w długim procesie powstawania kultury. Nowe instytucje nie mogą dzialać skutecznie.
Marsz przez instytucje pozwala na pozostawienie takiej instytucji, jak np. małżeństwo, ale „wywrócenie całego sklepu do góry nogami”, np. zdefiniowanie małżeństwa jako związku dwóch osób tej samej płci. Nie wnikając nawet w to, skąd się mają brać w tych rodzinach dzieci, wynik ich wychowania będzie na pewno inny, niż w rodzinach opartych na związkach krwi i przedstawionym wyżej mechanizmie.
Nie ma przy tym znaczenia, jaki to będzie skutek tej „podmiany” i jak go będziemy oceniać, bo to jest inny problem. Istotne jest tylko to, że instytucja, która cieszy się tradycyjnym, społecznym zaufaniem właśnie ze względu na doświadczalnie stwierdzony, pozytywny bilans skutków, jakie przynosi „kulturowe formatowanie” i „opresja”, na mocy tego zaufania spełniac będzie inną rolę i powodować inne skutki niż te, do których została powołana do życia.

Podobnie jest z religią. Można długo dyskutować na temat oceny skutków religii i reprezentowanej przez nią moralności, natomiast każdy socjolog i psycholog przyzna, że spełnia ona podstawową rolę w budowaniu wspólnoty i gwarantuje skuteczność zasad obowiązujących w tej wspólnocie, ponieważ tworzy ona właśnie wspólnotę wartości (a więc i moralną). Likwidacja instytucji religii postulowana przez wszystkie nurty lewicy powoduje określone skutki społeczne, ale walka z religią jako instytucją budzi najsilniejszy opór, ponieważ akurat religia i sanksjonowna przez nią moralność jest prawdopodobnie jedynym elementem, który różni ludzi od zwierząt. Nawey więc, gdy likwidacja religii likwiduje jej negatywne skutki, likwiduje również skutki pozytywne, a z tych pozytywnych skutków nie chce rezygnować żaden system.
O wiele rozsądniejsze od likwidacji religii jest przejęcie jej wraz z jej społeczną funkcją, ale wypełnienie jej inną treścią. Dlatego jednym z najważniejszych etapów marszu przez instytucje był mmarsz przez instytucje religii, co dokładniej opisane jest w rozdziale „Blatowanie chadecji”.

Tak przedstawiony mechanizm marszu przez instytucje sprowadza się do operacji „podstawiania” w miejsce instytucji oryginalnych różnorodnych „atrap” instytucji albo przekształcania tych oryginalnych instytucji w strapy. Efektem tej operacji ma być oszukanie społeczeństwa, które poddając się działaniu tradycyjnych instytucji realizuje nieświadomie inne już cele.
Warunkiem skuteczności takiej operacji jest obniżenie możliwości rozpoznania przez publiczność dokonanej mistyfikacji, a więc pozbawienie publiczności umiejętności oceny, co jest rzeczywistością, a co atrapą. Dlatego pierwszy etap marszu przez instytucje musiał dotyczyć instytucji, które taką ocenę umożliwiają, a są to nauka i język.
Uwaga: Ostatnie zdanie oczywiście nie jest prawdziwe, a służy jedynie uporządkowaniu materiału. W rzeczywistości marsz, a raczej atak na instytucje nie odbywał się „gęsiego”, ale „tyralierą”, czyli równoczesnym atakiem na wszystkich odcinkach.

 

JĘZYK I NAUKA JAKO INSTYTUCJE

 

LID

Człowiek myśli zawsze w jakimś języku, ale mechanizm myślenia nie jest do końca wyjaśniony. Myśląc, człowiek łączy nazwane (w jakimś języku) pojęcia w bardzo złożony sposób, który można nazwać „kojarzeniem”, czyli tworzeniem związków. Jednocześnie może istnieć nieskończenie wiele związków, których – z przyczyn technicznych – nie można opisać jednocześnie. Wynik kojarzenia nie jest możliwy do przewidzenia, dzięki czemu możliwe jest myślenie twórcze. Formułowanie wyników myślenia, ich przekazywanie i odczytywanie, a więc komunikacja między ludźmi wymaga uporządkowania pojęć wg jakichś zasad. Te zasady tworzą gramatykę języka,ale wcale nie są one oczywiste.
W języku „poetyckim” chodzi najczęściej o przekaz emocjonalny, a więc pojęcia pozostają w luźnym związku umożliwiającym odtworzenie skojarzeń, jaki miały miejsce w myślach poety. W języku nauki, której celem jest obiektywny opis rzeczywistości zewnętrznej wobec myślącego człowieka, pojęcia muszą być możliwie najprecyzyjniej zdefiniowane i pozostawać w czytelnych związkach przyczynowo-skutkowych. W nauce przedmiot badania jest zawsze „zewnętrzny” w tym sensie, że nawet psycholog analizujący własną psychikę musi „wyjść z siebie”, żeby nabrać dystansu likwidującego pierwiastek emocjonalny i subiektywny i obejrzeć siebie z zewnętrz. Jeśli tego nie zrobi, pozostanie „poetą”, który ma z definicji prawo do subiektywności.

 

SPÓR O UNIWERSALIA

Przez całe wieki ludzie uznawali, że język jest obiektywnym narzędziem opisu obiektywnie istniejącej rzeczywistości, chociaż już od czasów starożytnych borykali się z problemem, jaki jest charakter tego „istnienia” i czy pewne pojęcia mające swoje nazwy językowe istnieją obiektywnie, co w gruncie rzeczy oznacza pytanie o to, czy istniały one przez ich nazwaniem, czy też są wytworami ludzkiego umysłu i dopiero nadanie im nazwy rozpoczyna ich istnienie. Spór ten dotyczył przede wszystkim tzw. powszechników, czyli pojęć ogólnych (takich jak dobro, zło itp.), nazwany został „sporem o uniwersalia”, trwa właściwie do dzisiaj i będzie trwał wiecznie, ponieważ jest sporem nierozstrzygalnym.
Spór ten ograniczał się przede wszystkim do dziedziny filozofii, ale miał ogromny wpływ na to, jak człowiek rozumie i jak wyznacza możliwości poznawcze własnego umysłu i co właściwie jest przemiotem poznania. Znaczenie sporu i jego konsekwencje dla współczesności wynikają z faktu, że przez wieki nie istniał czytelny podział między różnymi sposobami poznawania rzeczywistości

 

POWSTANIE NAUKI

Początkowo ludzką wiedzę o świecie określała i organizowała religia. Myślenie religijne jest więc najstarszym sposobem widzenia świata i jednym sposobem, który nie wprowadza podziału między człowieka i otaczający go świat w tym znaczeniu, że człowiek pierwotny myśląc nie miał świadomości, że myśli i jak myśli.
Od czasów starożytności dziedziną badającą i opisującą rzeczywistość była odrębna od religii filozofia. O tym, jak bardzo są to odrębne sposoby myślenia świadczy fakt, że twórom z gruntu materialistycznej tzw. filozofii przyrody ich poglądy w niczym nie przeszkadzały być gorliwymi wyznawcami ówczesnej religii.
Wspomniany spór doprowadził do wyodrębnienia z filozofii obszaru, w którym przedstawiane teorie mogły być weryfikowane za pomocą doświadczenia. Mówiąc w wielkim uproszczeniu (bo specyficznym zjawiskiem jest np. matematyka) ten obszar, w którym wiedza poparta jest na doświadczeniu jest domeną nauki. Nauka powstała więc w procesie wyodrębniania z ogólnego wyobrażenia o świecie obszaru wiedzy popartej doświadczeniem i ten zakres wiedzy ludzie uznali za zgodny z rzeczywistością, czyli prawdziwy.

 

METODA NAUKOWA

Ramy procesu powstawania nauki we współczesnym rozumieniu (czyli dziedziny mającej świadomość własnych celów i zasad) wyznaczają takie odkrycia, jak teoria przedstawiona w dziele Mikołaja Kopernika „O obrotach sfer niebieskich” z 1543 r. czy teoria grawitacji i mechanika klasyczna przedstawiona w pracy Izaaka Newtona „Podstawy matematyczne filozofii przyrody” z 1687 r. Progam nowej nauki przedstawił nauki angielski filozof Francis Bacon (1561-1626), a metodę dowodzenia naukowego sformułował francuski filozof Kartezjusz René Descartes (1595-1690) w Rozprawie o metodzie z 1636 r. (oczywiście wymienione dzieła i postaci należy traktować tylko symbolicznie, bo ich lista jest ogromna). Właśnie kartezjańska Rozprawa o metodzie stała się podstawą obowiązującego jeszcze w XX wieku naukowego spojrzenia na rzeczywistość.

 

PARADYGMAT I "PRZESUNIĘCIE PARADYGMATU"

To, w jaki sposób człowiek widzi świat całościowo i jaką zasadę uznaje za podstawową dla jego funkcjonowania, a zatem i to w jaki sposób najlepiej można gopoznać, nazywa się paradygmatem.
W 1962 r. amerykański teoretyk nauki Thomas Kuhn (1922-1996) napisał książkę pt. „Struktura rewolucji naukowych”. Przedstawił w niej koncepcję, zgodnie z którą w każdej epoce obowiązuje jakiś określony paradygmat określający nadrzędny sposób widzenia rzeczywistości wynikające z aktualnego stanu szeroko rozumianej wiedzy (nie tylko wiedzy naukowej). Ten paradygmat ma pewną bezwładność i ludzie (naukowcy) pracujący w jego ramach mają skłonność do traktowania zgodnych z nim ustaleń jako prostego potwierdzenia reguły, a ustaleń z nim niezgodnych jako „wyjątków” również te regułę potwierdzających. Dopiero nagromadzenie takich wyjątków tworzy podstawy do sformułowania nowej reguły, czyli do zmiany paradygmatu. Taką zmianę paradygmatu Kuhn nazywa „przesunięciem paradygmatu” i uważa za cechę każdej dojrzałej nauki i warunek postępu. Jednak, o ile sama zmiana paradygmatu może być wyraźna i zawsze stanowi jakiś przełom, to dojrzewanie nowego paradygmatu następuje powoli.
Koncepcja Kuhna wydaje się trafnie opisywać rozwój nauki, ale jest w niej zawarta pewna myśl niewypowiedziana – jeśli zmiana paradygmatu jest zjawiskiem naturalnym, to aktualne ustalenie nauki nigdy nie mogą być uznane za ostateczne i każdy paradygmat musi kiedyś okazać się anachroniczny – również ten obowiązujący tu i teraz.

 

NAUKA, FILOZOFIA, RELIGIA

Eksplozja odkryć naukowych w XVII wieku znacznie poszerzyła wiedzę naukową uznawaną za obiektywnie prawdziwą (czyli trafnie opisująca rzeczywistość). Nie zmienia fo faktu, że wiele elementów tej wiedzy okazało się później nieprawdziwymi całkowicie albo częściowo. Atrybut „prawdziwości” przypisywany jest ustaleniom naukowym dość swobodnie i nie jest obiektywny, ale określa tylko ich „aktualną prawdziwość”. Np. rewolucyjna w stosunku do ptolemejskiej teoria kopernikańska stwierdzała, że planety krążą wokół nieruchomego Słońca, co w ramach zamkniętego układu słonecznego jest prawdą, ale w ramach całego kosmosu jest nieprawdą.
W gruncie rzeczy więc nauka nie gwarantuje poznania jakiejkolwiek niewzruszonej „prawdy” o świecie, a jedynie poszerza zakres wiedzy potwierdzonej doświadczalnie i to tylko w ramach aktualnie dostępnych metod i narzędzi pomiarowych. Oczywiście w najmniejszym stopniu nie deprecjonuje to znaczenia ustaleń nauki, ale te ustalenia z natury rzeczy mogą odnosić się tylko do tego, co jest dostępne metodom i narzędziom poznania naukowego. Ustalenia naukowe nie wykluczają więc „prawdziwości” wiedzy wynikającej z innych źródeł, jest natomiast możliwe, że człowiek stworzy narzędzia umożliwiające naukową weryfikację wiedzy pochodzącej z innych źródeł. Konflikt między wiedzą naukową, a wiedzą pochodząca z innych źródeł pojawia się tylko wtedy, gdy doświadczenia przeprowadzone metodami naukowymi jednoznacznie przeczą wiedzy nienaukowej. Trzeba jednak podkreślić znaczenie słowa „przeczą”, co nie jest jednoznaczne ze stwierdzeniem „nie potwierdzają”. Na dodatek z faktu, że nauka nie jest w stanie formułować prawd absolutnych wynika, że i określenie „przeczą” może mieć jedynie ograniczone znaczenie.

 

PRESUNIĘCIE OŚWIECENIOWE

W epoce Oświecenia całościową wizję porządku świata kształtowała religia chrześcijańska i to, co w terminologii Kuhna można nazwać paradymatem religijnym. Rozwijały się przede wszystkim nauki przyrodnicze, naukowcami często byli duchowni (co wynikało z ówczesnego systemu szkolnictwa) i nie było sprzeczności między ustaleniami nauki, a dogmatami dominującej religii, podobnie jak starożytna filozofia przyrody nie stała w sprzeczności z politeizmem. Konflikt między częścią ideologów Oświecenia (którą w dzisiejszych kategoriach można nazwać lewicą), a religią wynikał z przyczyn politycznych – kościół i religia traktowane były jako podpory absolutyzmu i jako takie zwalczane. Podkreślić należy, że „frontmani” ateistycznego Oświecenia nie byli naukowcami, ale – we współczesnych kategoriach – filozofami lub publicystami i komentatorami życia społecznego.
Dopiero rozwój nauki w XIX wieku doprowadził do powstania teorii przynajmniej na pierwszy rzut oka sprzecznych z paradygmatem religijnym, dotyczących powstania Ziemi i życia. Decydujące znaczenie miało powstanie współczesnej koncepcji atomu jako podstawowego budulca materii (John Dalton (1766-1844), „Nowysystem filozofii chemicznej”, 1808) i opublikowanie wyników badań współtwórcy teorii ewolucji, angielskiego przyrodnika Karola Darwina (1809-1882): O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego (1859) i „Pochodzenie człowieka i dobór w stosunkach seksualnych” (1871)
Wprawdzie sam Darwin twierdził, że ewolucja rozpoczęła się od „boskiej przyczyny”, ale darwinizm zdobywał popularność już w okresie, gdy główny konflikt epoki miał charakter nie naukowy, ale społeczno-ideologiczny i w międzynarodowym ruchu lewicowym Karol Marks starał się marginalizować wpływy anarchistów i tworzyć podstawy do wybuchu rewolucji. Wiek XIX był w ogóle wiekiem rewolucji i dyskusje ideologiczne przesłaniały spory naukowe prowadząc do dodatkowej polaryzacji stanowisk.
Polem najskuteczniejszej walki z religią jako instytucją społeczną starego systemu była nauka przeciwstawiona coraz bardziej bajkowo brzmiącym dogmatom.
Właśnie to przeciwstawienie doprowadziło do XIX-wiecznej absolutyzacji nauki, polegającej na tym, że jeśli zakwestionowała ona fundamentalne religijne dogmaty dotyczące genezy Ziemi i życia, to tym samym rościła sobie prawo wypowiadania się również w dziedzinach, do których nie miała dostępu. Ponieważ jednak nauka z definicji nie miała do tych dziedzin dostępu (ponieważ w wielu kwestiach nauka nawet nie może sformułować problemu w sposób naukowy i nie ma narzędzi do jego rozwiązania) najprostszym rozwiązaniem stało się uznanie, że jeśli problemu nie można naukowo rozstrzygnąć to problem nie istnieje.
Taki sposób myślenia miał dwa skutki. Pierwszym było powszechne jeszcze przekonanie, że wiedza jest domeną nauki, a wszystko, co niemieści się w jej granicach jest bajką lub mitem, drugim zaś przekonanie, że ustalenia nauki mają charakter obiektywny, to znaczy, że nauka daje prawdziwy opis rzeczywistości.

 

SZOK RELATYWIZMU

Sakralizacja rozumu, czyli coś wewnętrznie sprzecznego, jeśli rozum traktować jako narzędzie obiektywnego poznania naukowego, a nie religijnego objawienia, nie był wymysłem XIX-go, ani XX-go wieku, ale skrajnie lewicowego nurtu Rewolucji Francuskiej.
Kult Rozumu wprowadzony został przez ateistyczne skrzydło rewolucjonistów nazywane hebertystami od nazwiska ich przywódcy, Jacques-René Héberta (1757-1794). Był to nurt jednoznacznie antyreligijny i antychrześcijański i został zlikwidowany po zgilotynowaniu Heberta i zastąpiony oficjalną religią Rewolucji, czyli deistycznym Kultem Najwyższej Istoty, popieranym przez Robbespierre’a, który zwalczał chrześcijaństwo, ale był świadomy społecznej funkcji religii.
Świadomość społecznej funkcji religii miał również Karol Marks, dlatego marksizm był programowo ateistyczny, ale również dlatego nauka w maksizmie zajęła miejsce religii i dlatego zarówno Marks jak i Engels poświęcili wiele wysiłku dla nadania swojej irracjonalnej teorii pozorów naukowości. Atrubyt naukowości nadawał marksizmowi cechy obiektywizmu i wiarygodności.
Przekonanie o nieograniczonych możliwościach, a jednocześnie o blikości celu, jakim jest naukowo obiektywny opis rzeczywistości było tak silne w środowiskach naukowych, że w 1900 r. irlandzki fizyk, twórca drugiej zasady termodynamiki William Thomson (Lord Kelvin, 1824-1907) stwierdził, że fizyka wyjaśniła już wszystkie istotne problemy, a pozostałe wątpliwości są tylko kwestią opracowywania coraz dokładniejszych metod pomiarowych. Te „pozostał wątpliwości” były jednak poważne, ponieważ np. wykonane w 1881 r. doświadczenie amerykańskiego fizyka Alberta Michelsona (1852-1931) wykazało niezależność prędkości światła od prędkości Ziemi w przestrzeni, a więc zaprzeczyło podstawowym ustaleniom mechaniki klasycznej.

Opublikowana w 1905 r. przez Alberta Einsteina (1879-1855) szczególna teoria względności (uzupełniona w 1915 r. jego ogólną teorią względności) spowodowała taki szok wśród płytko myślących filozofów nauki, jaki w epoce Oświecenia raczkująca nauka spowodowała w umysłach płytko myślących teologów.
Teoria względności w istocie wcale nie była rewolucyjna i chociaż jej matematyczne uzasadnienie wymaga wysokich kwalifikacji specjalistycznych, jej najważniejszy sens może zrozumieć każdy człowiek. Mówi ona tylko tyle, że w różnych układach odniesienia obowiązują różne prawa i pozostając w jednym układzie odniesienia nie możemy prawidłowo odczytać ani zrozumieć zjawisk zachodzących w innym układzie odniesienia. Tłumacząc to na przykład z wcześniejszych części HA można porównać to do sporu Wilhelma Reicha z Erichem Frommem na temat, czy zjawiska społeczne można prawidłowo zrozumieć i opisać stosując metody psychoanalizy. Relatywizm w ujęciu Einsteina odnosi się do układów odniesienia, w jakich są obserwowane, ale nie odnosi się do samych praw, które we własnym układzie odniesienia są mierzalne i niezmienne (co nie znaczy, że potrafimy je już teraz zmierzyć). W istocie więc teoria względności nie zmieniała niczego w zasadach rządzących rzeczywistością, ale całkowicie zmieniała sposób widzenia tej rzeczywistości i wyznaczyła granice sfer, w których obowiązują różne, ale nie wykluczające się prawa. Tak np. w świecie dostępnym ludzkim zmysłom i tradycyjnym przyrządom pomiarowym (czyli w świecie geometrii euklidesowej i mechaniki newtonowskiej) ważność zachowują określone prawa i nie muszą być one identyczne z prawami obowiązującymi w świecie mikrocząsteczek lub w kosmosie.
Dalszy rozwój mechaniki kwantowej wykazał nawet, że prawa rządzące w różnych układach odniesienia nie muszą być ani identyczne, ani różne co do istoty regulowanego mechanizmu, a jedynie są inaczej definiowane. Tak np. tzw. równanie Schrödingera (Erwin Rudolf Josef Alexander Schrödinger, 1887-1961, fizyk austriacki, współtwórca mechaniki kwantowej) jest w ramach mechaniki kwantowej odpowiednikiem II zasady dynamiki klasycznej Newtona).
W gruncie rzeczy teoria względności uzasadnia autonomiczne traktowanie religii, filozofii i nauki, ale w przełożeniu na potrzeby ideologii została zinterpretowana jako podważenie obowiązywania jakichkolwiek zasad w jakimkolwiek układzie odniesienia.

 

SZOK NIEOZNACZONOŚCI

Kolejnym przełomem, kto wie, czy nie istotniejszym od teorii względności Einsteina, było sformułowanie w 1927 r. przez niemieckiego fizyka kwantowego Wernera Heissnberga (1901-1976) tzw. zasady nieoznaczoności. Również ona ma skomplikowaną formułę matematyczną, ale prosty sens i mówi, że w świecie mikrocząsteczek nie jest możliwy jednoczesny, precyzyjny pomiar dwóch wielkości. Ta „nieoznaczoność”, czyli niemożliwość dokładnego opisu zjawiska nie wynika z błednej metody ani z niedokładności przyrządów pomiarowych, ale z faktu, że na poziomie mikrocząsteczek pomiar jednej wielkości zmienia właściwości cząsteczki, a więc kolejny pomiar dotyczy już innej, bo zmienionej poprzednim pomiarem cząsteczki.
FILOZOFICZNE SKUTKI
O ile wybitni fizycy na ogół znają się dobrze na fizyce, ale nie są zbyt skorzy do formułowania wniosków ogólnych, to filozofowie i przedstawiciele nauk humanistycznych są do nich skorzy tym bardziej, im mniej się znają na fizyce, zgodnie z zasadą, że znajomość i przestrzeganie reguł krępuje wolność.
Obydwie zasady zostały zformułowane w okresie poprzedającym I wojnę światową i wybuch rewolucji bolszewickiej w Rosji i w czasach, gdy główne tezy naukowego marksizmu o matriarchacie, wspólnocie pierwotnej, własności prywatnej, pochodzeniu rodziny, własności prywatnej, walce klas i nieuchronności rewolucji okazywały się fikcją, a karisiści z Instytutu Badań Społecznych stanęli wobec zadania stworzenia nowej wersji marksizmu.
Przeniesione na grunt filozofii i nauk społecznych teoria względności zasada nieoznaczoności stały się podstawą teorii, że nauka nie jest w stanie przedstawić obiektywnego opisu świata, nie ma w z związku z tym podstaw do ustalenia obiektywnej prawdy na jakikolwiek temat, ani formułowania jakichkolwiek obiektywnie obowiązujących praw, a zatem konieczne jest stworzenie zupełnie nowej zasady organizującej myślenie człowieka i wskazanie nowej „perspektywy oglądu rzeczywistości”.

 

ZDROWY ROZSĄDEK

Od wieków trwały dyskusje, czy rzetelna wiedza o rzeczywistości w ogóle jest możliwa i czy jest ona dostępna tylko specjalistom, czy również "zwykłym ludziom", to znaczy ludziom wprawdzie wykształconym, ale nie będącym specjalistami w dziedzinie filozoficznych spekulacji.
W epoce Oświecenia - które w Polsce znamy przede wszystkim w lewicowej wersji francuskiej, a które mialo również swoją brytyjską, konserwatywną stronę - powstała tzw. Szkocka Szkoła Zdowego Rozsądku (Scottish School of Common Sense), a jej główną postacią był Thomas Reid (1710-1796). Pojęcie "common sense" (w zbyt wielkim uproszczeniu tłumaczone jako "zdrowy rozsądek", a oznaczający „wspólne rozumienie”) zakłada, że rzeczywistość istnieje obiektywnie, rządzi się stałymi prawami (prawa natury), człowiek ma samoświadomość, podstawą poznania rzeczywistości jest doświadczenie, a jego narzędziem rozum. "Common sens" oznaczające "wspólne rozumienie" jest wynikiem ścisłej wiedzy naukowej i społecznego doświadczenia, a tzw. zdrowy rozsądek narzędziem umożliwiającym codzienną weryfikację rzeczywistości opartą na kulturowo uwarunkowanej intuicji.
Szczególnie pejoratywnego zabarwienia nabrało pojęcie zdrowego rozsądku w języku polskim dzięki ukutej przez półinteligencję popularnej zbitce pojęciowej „zdrowy, chłopski rozum”, w której zawiera się założenie, że żyjący w niewielkich wspólnotach i oddaleniu od cywilizacyjnych centrów chłop jest niedouczony, a przez to uległy wobec instynktu stada i wpływu religijnej ciemnoty. Nie zauważa się się przy tym, że główną cechą „zdrowego chłopskiego rozumu” jest bezlitosny sceptycyzm, czyli podejrzliwość wobec wszystkiego co nieznane nakazująca weryfikacje wszystkich nowinek i przyjmowanie ich dopiero po wieloktornyej weryfikacji doświadczalnej. Z kolei sceptycyzm należy do podstawowych zasad naukowej postawy kartezjańskiej.
W istocie, konserwatyzm jest cechą zdrowego rozsądku, ale właśnie konserwatyzm rozumiany jako sceptycyzm wobec wszystkiego, czego wielokrotnie nie zweryfikowano. Dopiero takie zweryfikowane „prawdy” stają się częścią zdrowego rozsądku i jako takie są trwałe, a więc z natury konserwatywne.
W XX wieku nurt ten reprezentował angielski filozof George Edward Moore (1873-1958), jeden z twórców współczesnej filozofii analitycznej, ale pojęcie zdrowego rozsądku zniknęło na wiele lat ze świata nauki i filozofii jako zbyt mało wyrafinowane.

 

JĘZYKOZNAWSTWO

W tym samym czasie, gdy fizycy rozbijali pojęcie atomu i zeszli do poziomu mikrocząsteczek, językoznawcy analizowali szczegółowo zjawisko języka.
Prekursorem w tej dziedzinie był szwajcarski językoznawca i twórca semiotyki Ferdinand de Saussure (1857-1913). Podstawą jego poglądów było przekonanie, że język jest zjawiskiem samodzielnym w tym znaczeniu, że tworzy zamknięty system znaków służących pozorumiewaniu się, zorganizowanych według specyficznych zasad, ale jednocześnie związanym z funkcją, jaka spełnia we wspólnocie. De Saussure odróżniał przy tym trzy rozumienia pojęcia język: (1) jako fizjologiczną zdolność człowieka do komunikowania się za pomocą artykułowanych dźwięków, (2) właśnie jako system związanych zasadami elementów służących do formowania przekazu (w mowie, piśmie i za pomocą innych znaków), oraz (3) jako akt mówienia, który ma szczególny wymiar, ponieważ jego sens realizuje się w bezpośredniej interakcji mówiącego i słuchającego (czyli inaczej, niż w pisaniu i czytaniu).
De Saussure nie opublikował swoich prac za życia, ale w 1916 r. jego wykłady zostały oopracowane i wydane jako „Kurs językoznawstwa ogólnego”, a notatki opublikowano jako „Szkice z językoznawstwa ogólnego”. Stały się one podstawą jednego z chyba najważniejszych nurtów współczesnej nauki – strukturalizmu.

 

STRUKTURALIZM

De Saussure uważany jest za prekusora strukturalizmu, ale sam strukturalistą nie był, ponieważ traktując język jako strukturę badał sam język. Prekursorem strukturalizmu stał się przez pogląd, że znak nie jest symbolem mentalnie definiowanego znaczenia, ale tworzy znaczenie, co w języku normalnych ludzi oznacza, że język nie nazywa obiektywnie istniejącej rzeczywistości, ale ją tworzy. Od takiego poglądu jest tylko krok do stwierdzenia, że rzeczywistość nie istnieje obiektywnie (a w każdym razienie ma na to dowodu), ale istnieje na pewno ta rzeczywistość, jaką tworzy język w procesie komunikacji. Nie można jednak ustalić, czy to, co mówi język jest odbiciem obiektywnie istniejącej rzeczywistości, czy rzeczywistością sztuczną wykreowaną przez sam język.
Ostatecznym wnioskiem z takiego rozumowania jest to, że bez względu na to, jaki jest prawdziwy (ale niepoznawalny) charakter rzeczywistości, jedynym dostępnym przedmiotem badań może być język, a pośrednią wiedzą o rzeczywistości, jaką on przedstawia jest jego struktura.

Twórcą pojęcia strukturalizmu był angielski psycholog eksperymentalny Edward Bradford Titchener (1867–1927). Przeciwstawił się on darwinistycznemu funkcjonalizmowi amerykańskiego psychologa i współtwórcy pragmatyzmu Williama Jamesa (1842-1910). Było to przejawem ogólniejszych konsekwencji darwinizmu, który w gruncie rzeczy jest teoretycznym uzasadnieniem rasizmu i zapędzy w ślepy zaułek wszystkich zwolenników humanistycznego progresywizmu.
Tworcą tzw. praskiego strukturalizmu był rosyjski semiotyk i filolog Roman Jakobson (1896-1982). Podstawą jego teorii była fenomenologia Husserla (przepraszam, ale nie będę wnikał aż tak głęboko w szczegóły, fenomenologia ma bardzo obszerną literaturę). Wg Jakobcons ocena rzeczywistości zależy od punktu widzenia obserwatora, ponieważ samo pytanie jest przez niego „formatowane”. Obiektywny ogląd rzeczywistości wymaga pomijania zbędnych szczegółów zamiast gromadzenia wiedzy szczegółowej i tworzenie syntezy. Jakobson był zwolennikiem wiedzy ogólnej i sprzeciwiał się fragmentaryzacji nauki.

Roman Jakobson urodził się w Rosji. Jego lewicowe poglądy polityczne nie są szczegółówo znane, ale w 1920 r. , w wyniku jakichś „politycznych konfliktów” wyjechał do Pragi jako członek sowieckiej misji dyplomatycznej i tam pozostał do połowy lat 30-tych. W 1939 r. uciekł z Pragi do Danii, a w 1941 r. wyemigował wraz z niemieckim filozofem Ernstem Cassirerem (1974-1945) do Nowego Yorku, gdzie pracował na tzw. Uniwersytecie na Wygnaniu przy New School for Social Research, a od 1943 r. był profesorem na Columbia Uniwersity. Tam zetknął się z elitą młodych intelektualistów lewicowych przebywających na emigracji w USA, m.in. z Claude Levi-Straussem (1908-2009), na którego wywarł ogromny wpływ.

 

ZWROT LINGWISTYCZNY

Dzięki wyjątkowym warunkom i zgromadzeniu w jednym miejscu znacznej części europejskich intelektualistów lewicowych metoda lingwistyczna przeniknęła do nauk społecznych, do filozofii, antropologii socjologii. Proces określany jako „zwrot lingwistyczny” był w istocie „przesunięciem paradygmatu” współczesnych nauk humanistycznych. Pojęcie zwrotu lingwistycznego wprowadził austriacki filozof nauki Gustav Bergmann (1906-1987), a zjawisko opisał po raz pierwszy amerykański neopragmatysta i komparatysta Richard Rothy (1931-2007) w wydanej w 1967 r. antologii pt. „The Linguistic Turn“.
Istota zwrotu lingwistycznego polega na odwróceniu funkcji języka i przeniesieniu jej na inne dziedziny nauki.
W tradycyjnym ujęciu pojęcia powstawały w ten sposób, że najpierw istniało pojedyncze doświadczenie rzeczywistości (np. przedmiotu stojącego na ziemi, mającego coś, co potem nazwane zostało korzeniami, pniem i gałęziami), na podstawie kolejnych doświadczeń takich przemiotów człowiek kształtował ogólne wyobrażenie przedmiotu o takiej budowie, a dopiero na końcu nazwał takie wyobrażenie drzewem, a więc przylejał do niego „etykietę” z nazwą. Ponieważ etykieta była naklejana na końcu procesu powstawania wyobrażeń na podstawie doświadczenia, zawsze miała ona jakąś realną bazę – nie mogła być etykietą przyklejoną do „niczego”.
De Saussurre twierdził, że w strukturze języka traktowanego jako odrębny system etykieta może powstać i istnieć bez tej obiektywnej i wyobrażeniowej bazy. Jednak taka „pusta” etykieta, czyli etykieta nie mająca odpowiednika w rzeczywistości pozajęzykowej w strukturze języka funkcjonuje jak każda inna etykieta, a jej znaczenie wcale nie jest „puste” i bierze udział w w tej strukturze. Jednym słowem – etykieta tworzy znaczenie, które w strukturze językowej istnieje realnie.
Zwrot lingwistyczny polegał dokładnie na tym samym, na czym polegał „zwrot psychoanalityczny” we freudomarksistowskiej socjologii Ericha Fromma. Reguły oobowiązujące w jednej dziedzinie przeniesiono do innej, genetycznie odmiennej dziedziny. Wprowadzenie myślenia strukturalistycznego do nauk społecznych dało początek tzw. socjalkonstruktywizmowi albo konstruktywizmowi społecznemu.

 

SOCJALKONSTRUKTYWIZM

W 1966 r. dwaj amerykańscy socjologowie (wykształceni w New School of Social Research), Peter L. Berger i Thomas Luckmann, opublikowali książkę pt. "The social construction of reality" (Społeczna konstrukcja rzeczywistości). Dała ona początek tzw. konstruktywizmowi społecznemu (socjalkonstruktywizmowi), stanowiącemu "lingwistyczny zwrot" w socjologii. Społeczny konstruktywizm zakłada, że w życiu społecznym nie ma stałych instytucji, które byłyby odbiciem zasad rządzących jakąś obiektywną rzeczywistością. Zasady powstają lub są tworzone przez uczestników społeczeństwa w konkretnym (co nie znaczy, że uświadomionym) celu, w procesie dyskursu, który należy rozumieć nie jako „wymiane poglądów”, ale jako ścieranie się racji i interesów. Zasady te narzucane są uczestnikom społeczeństwa, ale w dalszym procesie nabierają charakteru autonomicznego – odrywają się od prawdziwych źródeł i stają się częścią tradycji. Np. system wychowania jest instytucją stworzoną intencjonalnie do formowania świadomości młodego pokolenia, ale to młode pokolenie traktuje system wychowania już jako coś zastanego istniejącego obiektywnie. Pozory obiektywnego istnienia takich instytucji społecznych stwarza język. W ten sposób społeczeństwo traktowane jako system tworzy (konstruuję) instytucje formatujące psychikę człowieka i jego zachowanie i instytucje te są wszechobecne – jest nią rodzina, religia, nauka, a podstawowym konstruktem społecznym jest sama osobowość człowieka i jego tożsamość, w tym tożsamość płciowa.
Socjalkonstruktywiści nie negują biologicznych uwarunkowań ludzkiej psychiki, ale twierdzą, że nie mają one decydującego znaczenia dla sposobu funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. Człowiek ze swoją indywidualną psychiką wchodząc w strukturę systemu społecznego wchodzi w rzeczywistość sztuczną, powłaną do życia przez sam ten system (oczywiście w długim procesie historycznym) w celu realizacji wojego własnego, nadrzędnego interesu.
Z takiego stanowiska wynikają dwa wnioski.
Po pierwsze - społeczeństwo jest z definicji „maszynką do mielenia” osobowości indywidualnej. Po drugie – jeśli instytucje społeczne są konstruktami powodującymi negatywne skutki (obojętne w jakich kategoriach formułowana jest taka ocena), to nic nie stoi na przeszkodzie likwidacji jednych instytucji i powołanie do życia innych instytucji.
DYSKURSYWNA DEFINICJA PRAWDY
Jeśli nie ma „obiektywnej” perspektywy oglądu rzeczywistości i obiektywnego środka jej opisu, to takie pojęcie jak obiektywna „prawda” jest pozbawione sensu. Jedyna dostępna prawda może być wynikiem uzgodnienia subiektywnych perspektyw, a to uzgodnienie może nastąpić w drodze dyskursu.
Jednym słowem – prawdy obiektywnej nie ma (czyli nie ma jakichkolwiek niewzruszonych zasad), a prawdą jest to, co uznamy za prawdę w drodze negocjacji (bo to jest istota dyskursu).

Taka definicja prawdy nie była odkryciem strukturalistów. Jest ona jedną z głównych myśli teorii krytycznej i w pełnej postaci przedstawił ją Herbert Marcuse w eseju „Tolerancja represywna”.

 

MARSZ PRZEZ NAUKĘ

Lingwistyczne przesunięcie paradygmatu nauki sprowadza się do odrzucenia kartezjańskiego celu poszukiwania prawdy z użyciem rozumu, a więc odrzuceniu jedynego celu nauki od czasu jej powstania, a więc odrzuceniu pojęcia obiektywnej prawdy w ogóle. Nauka przestała być laboratorium, w którym weryfikuje się teorie za pomocą doświadczenia, a więc w konfrontacji z rzeczywistością, ale salą konferencyjną, w której prowadzi się dyskurs. Prawdą wynikająca z dyskursu jest to stanowisko, które w dyskursie zwycięży.

Jest to całkowite „wywrócenie sklepu do góry nogami”, ale przy pozostawieniu nauki nietkniętej jako społeczna instytucja. Skutek marszu przez naukową instytucję jest pozostawienie na swoim miejscu nauki jako instytucji społecznego zaufania dążącej do poznania prawdy obiektywnej i uczynienie jest miejscem uzgadniania przez naukowcow takiej prawdy, jaką publiczność (społeczeństwo) powinno uznać za obiektywną.

Lingwistyczny strukturalizm jest sam w sobie tylko pewną – jedną z wielu - postawą badawczą. Dla rozwoju antykultury stał się użyteczny dlatego, że zastosowany w naukach społecznych umożliwił oderwanie ich od rzeczywistości i przeniesienie w sferę intelektualnej spekulacji. Jest to mechanizm bardzo pokrętny - tak naprawdę lingwistyka koncentrując się na języku wcle nie odrywa się od rzeczywistości, ponieważ to język jest jej rzeczywistością. Natomiast rzeczywistością socjologii jest społeczeństwo. Zastosowanie lingwistyki w socjologii nie jest więc „przeniesieniem”, ale manipulacją służącą kłamstwu. Najlpeij ilustruje to przykład.
PATOLOGIA NORMALNOŚCI ERICHA FROMMA
W jednym z wywiadów Erich Fromm wypowiedział słynne zdanie, że „[psychicznie] chorzy są najzdrowsi, to zdrowi są najbardziej chorzy i to oni wymagają leczenia” i przedstawił uzasadnienie, które urąga wszelkiej logice i ludzkiemu doświadczeniu, ale jest atrakcyjne intelektualnie przez swoją paradoksalność:
„Ból jest sygnałem choroby i konfliktu, ale zdolność odczuwania bólu jest świadectwem zachowania wrażliwości i rozpoznania stanu chorobowego. Wielu ludzi ma tak okaleczoną psychikę, jest tak wyobcowa i zinstrumentalizowana, że ich wrażliwość, zdolność odczuwania miłości i nienawiści zostały całkowicie stłumione. Tacy ludzie nie udczuwają konfliktów, nie odczuwają bólu i będąc okaleczonymi, nie są w stanie stwierdzić, że są chorzy.”
Ponieważ niewiadomo, czy człowiek nie odczuwa bólu, ponieważ nie jest chory, czy dlatego, że jest tak okaleczony, że nie jest w staie odczuwac bólu, każdy człowiek, który nie odczuwa bólu jest potencjalnie chory. Natomiast każdy człowiek chory odczuwa ból lub życje w konflikcie, zachowuje więc wrażliwość, która świadczy o jego zdrowiu. Tak więc jednym pewnym świadectwem zdrowia jest odczuwanie bólu, a więc choroba.
W internetowym klipie wypowiedż ta jest zmontowana z inną wypowiedzią: „Człowiek życie w pewnym otoczeniu wpływającym na jego psychikę. Najsilniejszy wply wywiera otoczenie kulturowe.Kultura ma tendencję do takiego kształtowania jego energii psychicznej, że człowiek chętnie robi to, co robić musi, żeby zabezpieczyć interes społeczeństwa.” (jest to stara definicja wprowadzonego przez Fromma pojęcia „charakteru społecznego”)
Logiczny wniosek:
Każde, ale to absolutnie każde, niezależnie od jego charakteru i źródeł, pozytywne doświadczenie człowieka, każde odczucie szczęścia, satysfakcji i harmonii jest – nawet jeśli nie bezpośrednim świadectwem choroby psychicznej, to przynajmniej świadectwem zagrożenia psychopatologią.

W 2005 r. ukazał się zbiór esejów Fromma pod zbiorczym tytułem „Patologia normalności”. Jest to podsumowanie wysiłków Fromma mających stygmatyzować kulturę.

 

SZTAFETA POKOLEŃ

Socjalkonstruktywizm wywodzi się ze strukturalizmu, który kształtował się w dwudziestoleciu międzywojennym w Europie. W okresie II wojny światowej rozwijał się w środowisku lewicowej emigracji w USA, w Columbia University i w New School w Noywm Yorku. To środowisko wpłynęło na intelektualną elitę amerykańską, a po powrocie do Europy kontynuowało działalność w tamtejsztych ośrodkach akademickich.
Bezpośrednim uczniem Romana Jakobsona w dziedzinie nauk społecznych był Claude Levi-Strauss (1908-2009). Fundacja Rockefellera finansowała francuskie skrzydło NSfSR i tam LS wykładał w latach 1942-1945.
Strukturalizm traktowal jeszcze rzeczywistość społeczną jako obiektywną, a język jako jej odbicie. Posstrukturalizm sformułował tezę, że język w wyniku zróżnicowania kategorii tworzy rzeczywistość społeczną i ta kreowana rzeczywistość jest przedmiotem badań.
Najwybitniejszym przedstawicielem poststrukturalizm był Michel Foucault (1926-1984). Foucault był od 1946 r. uczniem marksistowskiego strukturalisty Louisa Althussera (1918-1990), ucznia psychoanalityka Jacquesa Lacana (1901-1981).

Ferdinand de Saussure (1857-1913) samiotyka
Edward Titchener (1867–1927)
Roman Jakobson (1896-1982) strukturalizm
Jacques Lacan (1901-1981)
Claude Levi-Strauss (1908-2009)
Lucien Goldmann (1913-1970)
Roland Barthes (1915-1980)
Louis Althusser (1918-1990) strukturalizm marksistowski
Jean-François Lyotard (1924-1998) postmodernizm
Gilles Deleuze (1925-1995)
Michel Foucault (1926-1984) poststrukturalizm
Porządek rzeczy 1966, Porządek dyskursu 1970, Nadzorować i karać 1975, Wola wiedzy 1976, „wiedza to władza”. Seksualność jako centrum teorii władzy społecznej.
Jacques Derrida (1930-2004) dekonstrukcja
Luce Irigaray (1930)
Umberto Eco (1932)
Julia Kristeva (1941)
Judith Butler (1956)

 

DZIKIE MYŚLENIE

w 1955 r. francuski strukturalista Claude Lévi-Strauss (1908-2009) opublikował „Smutek tropików” - pełen zachwytu dla kultur przedpiśmiennych, alternatywnych dla zachodniej cywilizacji, a w 1962 r. „Dzikie myślenie” twierdząc, że między myśleniem pojęciowym a mitycznym nie ma istotnej różnicy. Uznawał, że struktury ludzkiego myślenia są uniwersalne. Podstawową opozycją jest natura – kultura.
Levi-Strauss: „Ostatecznym celem nauki nie jest konstytuowanie człowieka, ale jego demontaż”.
Levi-Strauss uważał myślenie magiczne za symbol całościowego, systemu, nie mającego nic wspólnego z naszym wyobrażeniem „prymitywności”.

 

SOKAL - KULT BEŁKOTU

Uznanie języka za narzędzie kreacji rzeczywistości otworzyło drogę do swobodnego, niczym nie ograniczonego kształtowania rzeczywistości za pomocą języka. Język ze środka opisu i komunikacji stał się „legalnym” narzędziem manipulacji. Manipulacja polega na działaniu pod przykryciem, a warunkiem jej skuteczności jest nieświadomość manipulacji lub/i brak możliwości rozpoznania manipulacji. Rozpoznanie manipulacji musi opierać się na wnioskowaniu, a wnioskowanie opiera się na ustaleniu faktów i przestrzeganiu zasad logiki.
Skuteczność manipulacji jest więc zagwarantowana, jeśli przedmiot manipulowany niejest w stanie ani obiektywnie ustalić faktów ani wyciągać z nich logicznych wniosków.
Język, w którym nie można określić ani podmiotu ani przedmiotu ani związków przyczynowo-skutkowych jest bełkotem. Bełkotem jest również język, który w logiczne związku semantyczne łaczy elementy róznych rzeczywistości albo elementy nie mające związku w realnym świecie. Ponieważ związek z realnym światem został zakwestionowany, manipulacja jest niewykrywalna., a raczej – manipulacja nie jest manipulacją, ale jednym z równoprawnych stanowisk prezentowanych w dyskursie, w którym stanowisk z założenia nie można weryfikować.

Pierwszym dziełem posługującym się programowo bełkotem była „Dialektyka oświecenia”.
Specjalistyczny język językoznawstwa operujący pojęciami odnoszącymi się dosiebie samych w zamkniętym świecie struktury językowej był idealnym modelem języka antykultury. Ponieważ w języku tym nie ma treści, bal kotyzacja języka przybrała formy tak karykaturalne, że umożliwiła eksperyment znany pod nazwą „afery Sokala”.

W 1996 r. amerykański fizyk, specjalista od kwantowej teorii pola Alan Sokal przesłał do znanego czasopisma poświęconego kulturoznawstwu „Social Text” artykuł pt. „Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji”. Przedstawił w nim „związki pomiędzy koncepcjami rozwoju społecznego, emancypacji, feminizmu i dekonstruktywizmu z grawitacją kwantową.” Artykuł został opublikowany i wtedy Sokal wyjaśnił, że tekst był świadomym montażem przypadkowych dobranych cytatów połączonych typowymi zwrotami z postmodernistycznego żargonu, pełnym błędów logicznych i pozbawionym jakiegokolwiek merytorycznego sensu. Jednym słowem – renomowane czasopismo naukowe opublikowało bełkotliwy stek nonsensów, a intelektualna elita zaczęła te nonsensy zupełnie na serio przeżuwać. Redaktor naczelny Social Text stracił pracę, a czasopismo zerwało z Sokalem współpracę.
W 1996 r. polski Australijczyk Andrew Bulhak w artykule pt. „"Symulacja postmodernizmu oraz debilizmu umysłowego za pomocą sieci rekursywnych" przedstawił mechanizm programu komputerowego generującego pozbawione jakiegokolwiek sensu, ale poprawne językowo teksty używające postmodernistycznej frazeologii. Tekst można sobie wygenerować na stronie http://www.elsewhere.org/pomo/ (niestety tylko po angielsku, ale to i tak nie ma znaczenia…).
W 2005 r. naukowcy z MIT (Massachusetts Institute of Technology) przygotowali pełen wykresów, diagramów i cytatów referat przyjęty na World Multiconference on Systemics, Cybernetics and Informatics – konferencje sponsorowaną przez nowojorski Institute of Electrical and Electronics Engineers. Następnie autorzy ujawnili, że referat został wygenerowany przez napisany przez nich program komputerowy „SCIgen” tworzący w naukowym żargonie całkowicie pozbawione sensu, ale poprawne językowo teksty. W 2013 r. ujawniono, że ww. Instytut opublikował przynajmniej 85 naukowych (wzajemnie się cytujących) referatów stworzonych przez „SCIgen”.

 

TOŻSAMOŚĆ JAKO INSTYTUCJA

Pojęcie tożsamości jest tak istotne, że w każdej epoce było od nowa definiowane. Przypisywane Heraklitowi (520-460 BC) powiedzenie „panta rhei” (wszystko płynie) mające opisywać zasadę nieustannego ruchu i zmienności ma w rzeczywistości trzy wersje, a jednak z nich brzmi:
„Wchodzimy do tej samej rzeki, a jednak nie do tej samej, jesteśmy sobą, ale i nie jesteśmy sobą”.
Zasada zmienności jest więc jednocześnie zasadą niezmienności i mówi, że wprawdzie w rzece płynie ciągle zmieniająca się woda, ale woda nie przestaje być wodą, a rzeka rzeką i to konkretną rzeką, a nie jakąkolwiek. Podobnie my sami zmieniając się z czasem nie do poznania, raz będąc niemowlakiem, póżniej człowiekiem dojrzałym, a jeszcze później starcem nie przestajemy być sobą. Podobnie nie przestajemy być sobą, gdy w nieszczęśliwym wypadku stracimy rękę, ani nawet wtedy, gdy radykalnie zmieniamy poglądy. Współczesna chirurgia plastyczna i transplantologia postawiły w nowym świetle kwestię tożsamości, ale nawet najdalej posunięta wymiana funkcjonalnych składników (przeszczep) lub zmiana wyglądu i wystawienie innego dokumentu tożsamości nie ma na celu zmiany treści, ale jedynie rozpoznawalnej albo niefunkcjonalnej formy.
Inaczej byłoby, gdybyśmy dokonali przeszczepu mózgu…

Istnieje wiele koncepcji powstawania tożsamości, ale można je traktować jako rozwiązania pośrednie między dwiema skrajnościami. Pierwsza skrajność to powstawanie tożsamości „od środka”, jako wynik naturalnych skłonności ludzkiej psychiki, w różnym stopniu uwzględniających wpływ otoczenia materialnego i społecznego. Druga skrajność to powstawanie tożsamości |Od zewnątrz”, w wyniku działania oroczenia formującego bezkształtną „psychiczną masę”.
Jednym z pierwszych socjologow zajmujących się systematycznie problemem tożsamościi był amerykański pragmatysta George Mead (1863-1931) (zbieżność nazliwisk z Margaret Mead przypadkowa). Mead uważał, że tożsamość nie ma uwarunkowań obiektywnych i formuje się od urodzenia pod wpływem społeczeństwa, z którym człowiek komunikuje się za pomocajęzyka.
Niemeccy socjologowie Hans-Peter Frey i Karl Haußer traktowali tożsamość jako wynik procesu autorefleksji jednostki.
Psychologowie Rolf Oerter i Leo Montada twierdzili, że tożsamość powstaje w wyniku dwóch procesów – samopoznania i samotworzenia (autokreacji).
Wg niemieckiego socjologa Lothara Krappmanna (1939) i jego dysertacji z 1969 r. pt. „Społeczny wymiar tożsamości” tożsamość konstytuuje język, formuje i ujawnia się ona dopiero w relacji z innymi ludźmi i zmienia się w zależności od okoliczności. Nie jest więc czymś stałym. Krappmann myli tożsamość z poglądami lub stanowiskiem w jakiejś sprawie oraz z obrazem, jaki człowiek tworzy na użytek otoczenia, czyli jaki swój wizerunek kreuje, a są to pojęcia z innych przestrzeni.

 

PERFORMATYWIZM

W 1962 r. opublikowane zostały wykłady z 1955 r. brytyjskiego filozofa Johna Langshaw Austina (1911-1960) pt. „Jak słowa tworzą fakty” (How to Do Things with Words). Austin przedstawił w nich koncepcję „wypowiedzi performatywnych”, czyli takich wypowiedzi, które są zdaniami oznajmującymi, których prawdziwości nie można zweryfikować, ale które powodują pewien skutek – są więc kreatorami stanów lub faktów. Np. stwierdzenia „niniejszym otwieram zebranie”, „biorę sobie ciebie za żonę”, albo „mianuje cię pułkownikiem” w sensie praktycznym niczego nie powodują, a jednak tworzą zupełnie nową, i to konkretną sytuację – w przypadku zebrania rozpoczynając jego bieg, w innych przypadkach zmieniając status ludzi z wszystkmi tego konsekwencjami.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że tak sformułowane zdania performatywane mają wiele wspólnego z zaklęciami i spełniają funkcje magiczną – być może do tego tematu powrócimy.
Teoria zdań performatywnych posłużyła najbardziej chyba znanej współczesnej feministce i specjalistce od genderologii Judith Butler do przedstawienia swojej koncepcji tożsamości jako właściwości nadawanej jednostce przez społeczeństwo. Tym, co określa tożsamość jednostki nie są jej cechy lub predyspozycje własne, ale rola, jaką społeczeństwo wyznacza jej we własnym interesie i którą przymuje w procesie socjalizacji. Konsekwencją takiego ujęcia jest to, że tożsamość nie ma żadnych uwarunkowań obiektywnych, ale jest wyłacznieproduktem kultury i jeśli powoduje skutki z jakichkolwiek względów oceniane jako negatywne, może być dowolnie modyfikowana.

 

DO CZEGO SŁUŻY TOŻSAMOŚĆ

Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy tożsamość, ma ona swój wymiar praktyczny, ponieważ tylko ona umożliwia celowe działanie. Większość działań ma określony cel i ten cel realizuje jakiś szeroko pojęty interes indywidualny albo zbiorowy. Określenie, czy działanie ma sens dla jednostki lub zbiorowości (tzn. czy służy jej interesowi) możliwe jest tylko wtedy, gdy jednostka lub zbiorowość potrafi określić czym jest i jaki jest jej interes. W gruncie rzeczy takie spojrzenie na działanie jest warunkiem wolności, czyli nieskrępowanego wyboru. W każdym innym przypadku jednostka lub zbiorowośc musiałaby podejmowac działania w jakimś i czyimś interesie (nie wiadomo, czy własnym) i byłaby tylko anonimowym trybem w działającej maszynie, nieświadomym, czemu służy jej dzialanie.
Jednym słowem – tożsamość jest najważniejszym elementem świadomości człowieka.

Niezależnie od tego, w jaki sposób powstaje tożsamość, jeśli już powstanie, umożliwia podjęcie (a w każdym razie określenie) celowego działania. Z tego mogłoby wynikać, że jest zupełnie obojętne, jaka to będzie tożsamość, bo jeśli człowiek jest tym, za kogo siebie uznał w akcie tworzenia tożsamości, to interes, jaki wyznaczył „dla siebie” rozumianego jako tożsamość będzie zgodny z jej interesem.
Powstaje jednak problem, czy w tworzeniu (formowaniu tożsamości) mamy całkowitą dowolność wyboru czy też istnieją jakieś jej obiektywne granice. Jeśli bowiem istnieją takie granice, to skutkiem ich przekroczenia będzie fałszywa tożsamość, czyli będziemy myśleć, że jesteśmy kimś innym, niż w rzeczywistości jesteśmy, a zatem i interes traktowany jako nasz własny nie będzie naszym własnym interesem, co nie jest jeszcze najgorszym rozwiązaniem, bo rozwiązaniem najgorszym jest sytuacja, kiedy realizowany przez nas interes będzie sprzeczny z naszym interesem. W takiej pokrętnej konstrukcji myślowej nawet nie będziemy w stanie zrozumieć, że działamy wbrew własnemu interesowi. Problem wydaje się nie do rozwiązania, ponieważ współczesny „paradygmat” w ogóle nie dopuszcza istnienia definicji obiektywnych, nie można więc w jego ramach określić, co to jest nasz „rzeczywisty” interes i kim „rzeczywiście” jesteśmy.

 

CO DEFINIUJE TOŻSAMOŚĆ

Tożsamość jest zjawiskiem bardzo złożonym i wielowarstwowym, ale jej główny schemat konstrukcyjny wydaje się dość prosty. Niezależnie od tego, jak nazwiemy poszczególne elementy procesu formowania tożsamości (a przede wszystkim tym różnią się odmienne szkoły), powstaje ona jednocześnie przez odróżnianie się (indywidualizację) i identyfikację (socjalizację). Nawet jeśli cechy indywidualne potrafimy określić „same dla siebie”, to praktycznego znaczenia nabierają one dopiero do cech określających odmienność. To ścieranie się wyodrębniania i identyfikacji odbywa się na różnych poziomach. Mówimy JA dlatego, że JA to NIE-TY i NIE-ONA, ale mówimy MY dlatego, że JA, TY i ONA, to NIE-ONI. Jesteśmy NIE-TY i NIE-ONA dlatego, że się od nich różnimy, ale wobec ONI jesteśmy z TY i ONA tożsami, ale nie jako JA, ale jako MY.
Taka teoretyczna konstrukcja może być teoretycznie w nieskończoność rozbudowywana tylko w jednym kierunku, przez jej komplikowanie i tworzenie nieskończonej liczby wspólnot o określonej tożsamości, ma jednak ograniczenie w kierunku przeciwnym – nie można jej redukować w nieskończoność. Na końcu tego procesu znajdują się tylko odrębne JA, TY, ONA. Są jeszcze indywidualności, ale nie ma wspólnoty. Oznacza to, że można sobie wyobrazić indywidualność bez wspólnoty, ale nie można sobie wyrazić wspólnoty bez indywidualności.

W kategoriach matematycznych lub lingwistycznych schemat ten jest prawidłowy, ale nie jest zgodny z doświadczeniem człowieka jako tworu biologicznego i tego aspektu nie można pomijać, ponieważ człowiek jest tak skonstruowany, że nie rodzi się sam. I czy się to komuś podoba czy nie i czy zostaną wynalezione kolejne wersje metody „in vitro” to i tak po to, żeby powstał człowiek konieczna jest minimalna wspólnota (nawet jeśli nazwiemy ją tylko „kooperatywą”) i to nie byle jaka, ale wspólnota dwóch RÓŻNYCH indywidualności, a jedynym kryterium zróżnicowania jakie pozostaje, gdy dwie istoty zrzucą z siebie wszystkie atrybuty cywilizacji i kultury i staną naprzeciw siebie gołe jak turecki święty jest płeć.
I tu dochodzimy do punktu najważniejszego.
Na tak elementarnym poziomie, decydującym o trwaniu gatunku (i to każdego wyżej zorganizowanego batunku) sprawa tej elementarnej tożsamości nie może być kwestią ustalaną w drodze „dyskursu”, bo dyskurs może być tak interesujący, że strony zapomną o prokreacji. Dlatego natura wyposażyła człowieka (i wszystkie inne wyżej zorganizowane gatunki) w instynkt, który tak go gnębi, że zmusza do spełnienia ontologicznej misji (nawet nie przerywając dyskursu).

 

MARSZ PRZEZ INSTYTUCJĘ TOŻSAMOŚCI

Tożsamość indywidualna umożliwia człowiekowi określenie swojego własnego interesu i weryfikację zgodności różnych działań z tym interesem, a więc i sprzeciw wobec działań, które są z jego interesem sprzeczne. Z drugiej strony tożsamość wspólnotowa umożliwia organizację „indywidualnych sprzeciwów” w jedną siłę mogącą skutecznie bronić swoich interesów.
W gruncie rzeczy każda skuteczna manipulacja sprowadza się do wmówienia ludziom, że ich interesem jest coś, co jest z ich interesem sprzeczne, a więc skuteczność każdej manipulacji sprowadza się do zmiany tożsamości manipulowanej jednostki lub zbiorowości.
Tożsamość jest zjawiskiem zlożonym, ale nie jest możliwe trafne uformowanie własnej tożsamości bez określenia własnej tożsamości elementarnej, czyli tożsamości płciowej. Każda tożsamość „wyższego rzędu” nie będzie trwała i stabilna, jeśli nie będzie zbudowana na stabilnych podstawach i każdą będzie można dowolnie manipulować, ponieważ większość procesów społecznych nie kieruje się intelektualną, trzeżwą analizą, ale bazuje na pewnych psychicznych automatyzmach, które wpaja i utrwala kultura.
GENDER
Pojęcie gender należy do językoznawstwa i oznacza rodzaj gramatyczny (męski/żenski/nijaki). Nie ma ono nic wspólnego z płcią biologiczną, która w angielszczyźnie oznacza termin „sex”. Do języka psychologii i socjologii wprowadzone zostało w 1955 r. przez Johna Moneya we wczesnej fazie zwrotu lingwistycznego, odrywającego nauki humanistyczne od konfrontacji z rzeczywistością i przenoszącego je z sferę spekulacji. Gender zrywa związek społecznych ról przypisywanych koniecie i mężczyźnie z płcią biologiczną, czyli związek tożsamości osobniczej z biologiczną bazą człowieka.
Początkowo, tj. w latach 50-tych i 60-tych pojęcie to służyło stopniowemu „rozmiękczaniu” tradycyjnej obyczajowości i miało związek z promocją radykalnego homoseksualizmu, co z kolei wynikało z nowej definicji proletariatu, do roli którego teoria krytyczna wyznaczyła mniejszości, w tym przede wszystkim mniejszości seksualne. Ideologią wojującego feminizmu stał się gender dopiero w wyniku marszu przez instytucje, kiedy genderyści weszli do ośrodków akademickich i możliwa była ich reprodukcja już w strukturach najpierw marginalnej, a potem oficjalnej nauki. Ideologią oficjalną Unii Europejskiej dopiero od 1999 r., tj. od Traktatu Amsterdamskiego wprowadzającego gender mainstreaming jako tzw. strategię spoleczną.

Ideologia gender sprowadza się do konstruktywistycznego stwierdzenia, że tożsamość płciowa i społeczne role płciowe są całkowicie niezależne od biologicznej płci człowieka i narzucane mu przez kulturę, która wtłacza go w struktury systemu czyniąc posłusznym jego narzędziem. Są one „konstruktem” opresyjnej kultury, a zatem mogą być dowolnie konstruowane i dekonstruowane.

Naukowe podstawy ideologii gender są negatywne, to znaczy, że nauka nie tylko ich nie potwierdza, ale całkowicie im zaprzecza. Informacja szczegółowa na ten temat przedstawiona jest na stronie (XXX).
Jedyną jej funkcją jest rozbicie podstaw osobniczej tożsamości czlowieka, a tym samym rozbicie wszelkiej tożsamości wspólnotowej.
„Marszowy” mechanizm tego procesu polega na tym, że pojęcie płci biologicznej nie jest negowane, ponieważ przekroczenie pewnej granicy absurdalność teorii powoduje jej odruchowe odrzucenie przez społeczeństwo, ale zmarginalizowane przez pojęciowy „erzac”.
Ideologia gender jest – obok aprecjacji patologii i przestępczości - najważniejszą bronią współczesnej antykultury

 

RELIGIA JAKO INSTYTUCJA – BLATOWANIE CHADECJI

W całej historii ideologii lewicowych kwestia wpływu religii chrześcijańskiej na społeczeństwo odgrywa zasadniczą rolę – ze względu na jej rygoryzm moralny, ale również ze względu na jednoznaczną obronę własności prywatnej jako warunku wolności indywidualnej. W historii tej więcej napisano pamfletów przeciwko religii i Kościołowi niż na temat zawiłości ekonomii politycznej. Jeśli w marksizmie dopatrywać się gdzieś konfliktu naprawdę nierozwiązywalnego, to jest nim właśnie różnica w kwestii własności między marksistami a Kościołem i to szczególne Kościołem katolickim. Wydarzeniem szczególnie ważnym było pojawienie się w końcu XIX wieku politycznej formacji reprezentującej społeczną naukę Kościoła, oraz powstanie całej sieci społecznych organizacji katolickich, której zasięgu dzisiaj sobie nawet nie wyobrażamy (zresztą nic o tym na ogół się nie wie). Informacji na te temat dostarcza – o dziwo – Wilhelm Reich, który w książce pt. „Psychologia społeczna faszyzmu” podaje, że w latach 1930-32 w Niemczech do różnego typu organizacji chrześcijańskich należało ok. 1,5 miliona młodzieży, podczas gdy z młodzieżówki partyje liczyły sobie: 50.000 komunistyczna, 60.000 socjalistyczna i 40.000 narodowo-socjalistyczna. Ponad 80% młodzieży katolickiej pochodziła z rodzin robotniczych, rzemieślniczych i chłopskich, a im młodszy wiek młodzieży, tym większy w nim udział młodzieży robotniczej. Są to dane z lat, gdy we Frankfurcie dopiero powstawał freudomarksizm.

Wpływu, jaki chrześcijańska demokracja (a mówiąc szerzej – prawica) miała na historię powojennej Europy nie docenia się zupełnie, chociaż był on decydujący. Wystarczy wspomnieć, że „cud gospodarczy”, w Niemczech nazywany „Witschaftswunder” był następstwem rządów chadeków i wprowadzonego przez nich ustawodawstwa ordoliberalnego, łączącego gospodarkę rynkową z elementami państwa socjalnego. We Włoszech „miracolo economico” było wynikiem długotrwałych rządów tamtejszej chadecji, a nawet we Francji, gdzie wpływy komunistów i tendencje etatystyczne były szczególnie silne, okres „trente glorieuses”, czyli 30 lat powojennego wzrostu gospodarczego był wynikiem rządów chadeków i zakończył się w połowie lat 70-tych, gdy do władzy doszedł zblatowany już chadek Valery Giscard d’Estaigne, a potem socjalista Francois Mitterand.
W historii polityczno-gospodarczej wszystkich rozwiniętych krajów Europy i w USA obowiązuje mechanizm, zgodnie z którym po okresie intensywnej pracy pod dyscyplinującymi rządami prawicy następuje okres wzrostu roszczeń kolejnego pokolenia i przejęcie władzy przez lewicę, która z kolei finansując z nagromadzonego majątku roszczenia homo parasitus trwoni go prowadząc do ekonomicznego kryzysu powodującego społeczne otrzeźwienie i przejęcie rządów przez prawicę.

 

 

Demoralizacja klasy politycznej, jaką spowodował antykulturowy marsz przez instytucje doprowadziła do tego, że różnica między otwarcie finansowanym przez Rosję socjaldemokratą Schroederem, chadeczką z NRD-owskiego FDJ Merkel, gaulistą D’Estaigne przygotowującym komunistyczną konstytucje europejską, włoskim chadekiem Prodim posądzanym o agenturę KGB, byłym maoistą Barosso, radzieckimi lewakami Fischerem i Cohn-Benditem, a polskim chadekiem Buzkiem jest praktycznie żadna.

 

Główną trudność w opisie procesu przejmowania przez współczesne partie nazywające się chrześcijańsko-demokratycznymi wpływów marksizmu, a potem antykultury stanowi pozorna zbieżność ich haseł sprawiedliwości społecznej, oraz istotna rozbieżność między rozumieniem tych pojęć między protestanckim, a katolickim nurtem chrześcijaństwa. Są to kolejne tematy-rzeki, ale trzeba je przedstawić chociaż w kilku słowach.
Chrześcijańska demokracja łączy katolicką naukę społeczną z protestancka etyką społeczną. Jej podstawą jest „ordo socialis”, czyli „rozsądny porządek współżycia społecznego”, a z kolei jego podstawą są tzw. cnoty, czyli indywidualne cechy sprzyjające realizacji celów wspólnoty.
W odróżnieniu od katolickiej nauki społecznej, która jest oficjalnie prezentowanym i obowiązującym cała wspólnotę stanowiskiem kościoła jako instytucji, protestancka etyka społeczna była wynikiem fuzji indywidualnych stanowisk interpretacyjnych. Wśród teologów protestanckich popularny stał się „religijny socjalizm”. Szwajcarski teolog Karl Barth (1886-1968), twórca „teologii dialektycznej” uznał socjalizm za racjonalny wybór współczesnego chrześcijanina i dopatrywał się wspólnych treści w nauce Chrystusa i w marksizmie.

Przede wszystkim prawicowe postulaty społeczne nie miały nic wspólnego z pojęciem socjalizmu jako systemu społeczno-ekonomicznego. Po drugie w ideologii prawicowej sprawiedliwość nie oznacza równości, a nierówność nie oznacza niesprawiedliwości. Jedynymi aspektami prawicowygo rozumienia równości jest równość ludzkiej godności, równość szans i równość wobec prawa (pomija tu kwestie teologiczne i doktrynalne). Jednak ideologia lewicowa szybkie rozwiązanie głównego konfliktu społecznego kapitalizmu przez rewolucję i zmianę systemu, co wobec skrajnej nędzy XIX-wiecznego proletariatu wydawało się rozwiązaniem racjonalnym. Stąd i w nurtach chrześcijańskich popularność zyskiwały tendencje radykalne. Programowy sprzeciw społecznej nauki kościoła musiał budzić zarzut rekacjonizmu, tym bardziej, że katastrofalne skutki socjalizmu nie są oczywiste, zanim nie stana się faktem. Tak więc napięcia i konflikty w kwestiach wyboru środków osiągania celu są w ramach samej chadecji nieuniknione.

Jeśli istnieje antyteza antykultury w czystej postaci, to jest nią hierarchiczna religia. Nie religia jako system wierzeń, bo każdy system prędzej czy później musi dążyć do stworzenia jakiejś namiastki religii – w przypadku antykultury jest nią neoszamanizm i neopoganizm – ale o religię hierarchiczną i to nie ze względu na tej treść filozoficzno-teologiczną, ale na samą hierarchię jako zasadę organizacji pojęć, ponieważ hierarchia jest podstawą logicznego myślenia i wszelkiego celowego działania.
Wszystkie hierarchiczne religie chrześcijańskie były naturalnym wrogiem lewicy, ale szczególnym wrogiem był katolicyzm z jego sprawnie zorganizowanym kościołem. Ponieważ przez całe wieki Kościół był głównym ośrodkiem działalności intelektualnej (szkolnictwo), mecenasem sztuki i organizatorem życia wspólnotowego również w sferach świeckich, zdobył ogromny wpływ na ludzka świadomość. Posługując się kategoriami Antonio Gramsciego można powidzieć, że kościół zdobył przez wieki kulturową hegemonię w społeczeństwie i to sam Gramsci stworzył swoją teorię hegemonii na podstawie analizy wpływu, jaki ta „anachroniczna” instytucja utrzymała mimo zmieniających się epok.
Mimo rozkwitu ateizmu w XIX wieku „formatujący” wpływ religii na życie społeczne wzmocniła encyklika Rerum Novarum z 1891 r. i powstanie politycznej reprezentacji chrześcijan w postaci tzw. chrześcijańskiej demokracji, pozostającej do lat 60-tych XX wieku główną siła polityczną Europy.
Strategia lewicy w walce o wpływ na społeczeństwo nastawiona była od czasów Rewolucji Francuskiej na marginalizację i likwidację chrześcijaństwa, ale kolejne doświadczenia doprowadziły do jej całkowitej zmiany. Sens zmiany był zgodny z filozofią marszu przez instytucje i polegał na tym, że zamiast likwidować instytucję głęboko zakorzenioną w świadomości społecznej i decydującej o jego postawach, a potem tworzyć jakąś inną instytucję, która będzie spełniać taką sama rolę, ale w duchu nowego systemu, rozsądniej jest tę instytucję przejąć. Chociaż może się to wydać nieprawdopodobne, operacja ta została przeprowadzona tak skutecznie, że większość ludzi nie zdaje sobie z niej sprawy. I na tym właśnie polega marsz przez instytucje.

 

POCZĄTEK

W lutym 1968 r. w Ewangelickiej Akademii Bad Boll miała miejsce dyskusja Rudiego Dutschke z Ernstem Blochem i kilkoma asystującymi w gruncie rzeczy, intelektualistami starszego pokolenia. Dyskusja prowadzona była przez kierownika uczelni, a konferencję śledziło 47 kredytowanych dziennikarzy. Natychmiast po konferencji ukazały się sprawozdania we najważniejszych niemieckich mediach.
Skutkiem dysksji było – jak to określił sam Ernst Bloch: „Zniszczenia stereotypu, jaki powstał u części publiczności, a który przedstawiał rewolucjonistę (czyli Dutschkego) jako demona z nożem w zębach”.
W jej trakcie Dutschke istotnie przedstawił swoje poglądy w sposób uspokajający,co przyszło mu tym łatwiej, że pytający np. p tolerancję nie musieli wiedzieć, jaką tolerancję obiecuje im młody neomarksista – czy tradycyjną, czy już „represywną”.
Najistotniejsze w spotkaniu jest jednak miejsce i organizator (akademia ewangelicka i jej duchowny przełożony), oraz dwóch głównych dyskutantów – młody, lewicowy rewolucjonista o chrześcijańskich korzeniach Dutschke i stary marksistowski metafizyk, wynalazca chrześcijańskiego ateizmu Bloch.

 

ERNST BLOCH

Ernst Bloch (1885-1977) był niemieckim marksistą, przyjacielem m.in. György Lukácsa, Bertolta Brechta, Kurta Weilla, Waltera Benjamina, Theodora W. Adorno. W latach 1954-59 opublikował napisaną w USA w latach 1938-47 książkę „Zasada nadziei”. Przedstawił w niej koncepcję „konkretnej utopii”, czyli „urzeczywistniającej się utopii”, utopii In statu nascendi. Człowiek posiada „nadwyżkę świadomości”, która nie jest wynikiem „bytu”, ale „spogląda w przyszłość”. To spojrzenie w przyszłość jest źródłem wszelkich utopii.
Bloch traktował utopie jako wyraz ludzkiego dążenia do doskonałości. W 1968 r. napisał książkę pt. Ateizm w chrześcijaństwie”. Zaproponował w niej „trzecią drogę” w sporze chrześcijaństwa z socjalizmem twierdząc, że w chrześcijaństwie istniały zawsze elementy liberalizmu i ateizmu, do których może nawiązać współczesny socjalizm.
Zdaniem Blocha w Biblii istnieją dwa wątki, jeden boski i drugi plebejski. Jeden jest opowieścią o Bogu Lutra i papiestwa, drugi o Bogu Blake’a i Levellersów, zapowiadającym zastąpienie Boga przez Człowieka. Nowy testament jest erupcją socjalizmu, której przewodzi Jezus Syn Człowieczy a nie Syn Boży. Królestwo niebieskie jest w ludziach, a nie w niebie. Szaleni prorocy są większymi przyjaciółmi ludzkości, niż „pozytywne eunuchy” oficjalnego ateizmu.
Bloch był stalinistą, a system sowiecki uważał za „konkretną utopię”.
W kwestiach estetycznych był zwolennikiem art-brut, sztuki bezwarsztatowej, surowej i nieprofesjonalnej.
W latach 60-tych zawiązała się zażyła przyjaźń między Blochem, a Rudim Dutschke. Bloch traktował Dutschke’go jako potencjalnego kontynuatora swojego dzieła, prawdopodobnie ze względu na połączenie antykulturowego marksizmu z ewangelickim chrześcijaństwem, czyli blochowską „trzecią drogę”. Dutschke ogłosil Chrystusa „pierwszym rewolucjonistą”, a Bloch już w 1949 r. w eseju pt. „Avicenna i arystotelesowska lewica” rozpoczął swój własny marsz przez instytucję chrześcijaństwa próbują wykazać, że jego filozoficzne źródła są w istocie materialistyczne. Ze wspomnianej ksiązki „Ateizm w chrześcijaństwie pochodzi najsłynniejsze zdanie Blocha: „Tylko ateista może być dobrym chrześcijaninem i tylko chrześcijanin może być dobrym ateistą”.
Bloch rozpoczął, a Dutschke nadał imper procesowi, który nazywam „blatowaniem chadecji”, a który polegał na zneutralizowaniu społecznych wpływów chrześcijańskiej demokracji przez złamanie jej ideologicznego kręgosłupa.

 

BLATOWANIE CHADECJI

W 1977 r. ukazała się w Niemczech książka NRD-owskiego dysydenta Rodolfa Bahro „Alternatywa - krytyka realnego socjalizmu”. Bahro usprawiedliwiał w niej stalinowski terror i po raz kolejny powtórzył tezę o konieczność likwidacji podziału pracy jako przyczyny alienacji i zmiany mentalności „zwykłego człowieka”. Każdy powinien tworzyć naukę, sztukę i wykonywać „niższe” prace. Praca wywołała entuzjazm zarówno Herberta Marcuse jak i trockistów. Bahro widział przyszłość komunizmu w mniejszościach ekologicznych, feministycznych i antymilitarystycznych i po wyjeździe do RFN włączył się do organizacji partii Zielonych. Jednak ważniejszy był wpływ jego poglądów na religię. Bahro uważał, że społeczeństwa zachodnie, mimo dobrobytu, nie są szczęśliwe, a powodem jest zanik idei duchowej emancypacji człowieka, postulowanej (wprawdzie innymi językami) przez Marksa i Chrystusa. W gruncie rzeczy było to nawiązanie do „marksistowskiej teologii” Ernsta Blocha, którym zafascynowany był również Rudi Dutschke (namaszczony przez Blocha na swego następcę).
„Ateistyczna wiara w Boga” protestanckiej feministki Dorothee Sölle.

Teologia wyzwolenia powstała w Ameryce Łacińskiej w latach 50-tych. Pojęcie wprowadził peruwiański ksiądz Gustavo Gutiérrez publikując w 1971 r. książkę „Teologia wyzwolenia”. W Niemczech silny był wpływ teologii wyzwolenia na protestancki, chrześcijański feminizm.

 

TEOLOGIA LIBERALNA

Teologia liberalna jako cel przyjęła stworzenie teologii opartej na podstawach humanistycznych i naukowych , a więc wolnej od dogmatów, tradycji kościelnej i religijnej oraz treści wiary. Teolodzy liberalni uznają za wypełnienie nauki Chrystusa sekularyzację religijnych treści, „rozpłynięcie się” kościołów w świeckim świecie. Tak dalece większość tzw. liberalnych chrześcijan się nie posuwa, pozostając przy indywidualistycznej interpretacji Biblii.
Liberalna teologia jest więc forma wiary, w której każdy zachowuje wolność wyboru środków manifestacji swojej wiary oraz jej konsekwencji dla życia praktycznego. Podstawowym założeniem teologii liberalnej jest, że Jezus nie był założycielem Kościoła.
Wpływy liberalnej teologii zaznaczyły się już w dokumentach Soboru Watykańskiego II-go. Przykładem teologa liberalnego jest luterański teolog Albert Schweitzer (1875-1965)

 

CHRZEŚCIJAŃSKA LEWICA

Chrześcijańska lewica to bardzo złożony twór łączący liberalną (niedogmatyczną, uzasadnianą naukowo) teologię z marksistowską teorią społeczną. Samo zestawienie składników uzmysławia jej filozoficzną sprzeczność, ale i wyjaśnia jej atrakcyjność, ponieważ umożliwia uzupełnienie marksistowskiego nihilizmu metafizyczną głębią chrześcijaństwa bez jakichkolwiek chrześcijańskich zobowiązań moralnych. Przykładem dekulturacji chrześcijańskich nurtów politycznych są holenderska katolicka Partia Radykałów (1968) i protestancka i Ewangelicka Partia Ludowa (1981), które w 1989 r. połączyły się z komunistami w partie Zielonej Lewicy.

 

ROZŁAM W POLITYCZNYM CHRZEŚCIJAŃSTWIE

Polityczne postawy chrześcijan dzieliła różnica między katolicyzmem i protestantyzmem.
Źródłem nowoczesnej chrześcijańskiej demokracji katolickiej była encyklika Rerum Novarum, prorobotnicza, ale antysocjalistyczna, chociaż najstarsza partia katolicka powstała w 1870 r. jako niemiecka partia Zentrum (Deutsche Zentrumspartei). Partia ta stała w opozycji do rządów Bismarcka i w okresie prowadzonego przez niego tzw. „Kluturkampfu” traktowana była jako „wróg Rzeszy”. Ten wrogi wobec interesów Niemiec charakter wynikał z przyczyn konfesyjnych (Prusy były protestanckie), ale przede wszystkim z faktu, że Zentrum współpracowało z partiami mniejszości narodowych, m.in. Polaków, Alzatczyków i Duńczyków. Stosunek katolików do rządu zmienił się, gdy Bismarck zwrócił się ku protekcjonizmowi, rozpoczął reformę ustawodawstwa socjalnego i wprowadził tzw. Sozialistengesetze wymierzone przeciw socjalistom. Zentrum stawało się coraz bardziej „socjalne” (czyli domagające się reform społecznych), a coraz bardziej „antysocjalistyczne” (czyli przeciwne wprowadzeniu systemu socjalistycznego). Ten charakter wzmocniła właśnie encyklika Rerum Novarum.

 

DEMOKRATYCZNY SOCJALIZM

Polityczną reprezentacją protestantyzmu (wywodząca się ze Szwajcarii) stał się założony w 1926 r. Związek Religijnych Socjalistów Niemiec (Bund der religiösen Sozialisten Deutschlands - BRSD). W kwestiach społecznych reprezentował on tzw. demokratyczny socjalizm, w łonie którego istniały różnice w stosunku do marksizmu. Początkowo dominowało przekonanie, że socjalistyczny ideał może być zrealizowany przez chrystianizację proletariatu i zwalczanie ateistycznego marksizmu, ale od 1928 r. przeważyło stanowisko uznające marksistowską teorię walki klas. BRSD opowiedziało się jednak w większości przeciwko współpracy z komunistami i zdecydowanie przeciwko nazistom.
Po wojnie powstał istotny konflikt między katolikami a protestantami co do przyszłości Niemiec – Zentrum przeciwstawiło się odbudowie potęgi Niemiec.
W 1945 r. powstała CDU, która przejęła znaczną część zwolenników katolickiego Zentrum i część członków protestanckiego BRSD. Podział Niemiec w 1949 r. spolaryzował BRSD, z którego znaczna część skłaniała się do współpracy z SPD (zgodnie z programem SPD z 1959 r., w którym SPD odrzuciła marksizm jako oficjalną ideologię).
W okresie zimnej wojny protestancki religijny socjalizm nie miał wielu zwolenników, ale przetrwał w gminach, szczególnie w nieformalnych grupach młodzieżowych. Do jednej z takich grup należał Rudi Dutschke i tam formowały się jego chrześcijańsko-marksistowsko-pacyfistyczne poglądy.
Poszukiwanie „trzeciej drogi” między rewolucyjnym chrześcijaństwem a rewolucyjnym marksizmem zbliżyło Dutschkego do poglądów Ernsta Blocha.

 

CHRZEŚCIJAŃSKI SOCJALIZM

Wilhelm Hohoff (1848-1923), niemiecki ksiądz katolicki stworzył w końcu XIX wieku nurt próbujący przejmować wątki marksizmu i łączyć je w ideę chrześcijańskiego socjalizmu. Po I wojnie światowej, w 1918 r. podobna inicjatywe podjąl teolog i ekonomista katolicki Heinrich Pesch.
Encyklika Piusa XI z 1931 r. Quadragesimo Anno odrzuciła pojęcia religijnego i chrześcijańskiego socjalizmu jako pojęć wewnętrznie sprzecznych, co dało początek tzw. socjalizmowi personalistycznemu.
Po II wojnie światowej podjęto próbę stworzenia antykolektywistycznej, chrześcijańskiej partii socjalistycznej konkurencyjnej dla SPD.
W programie CDU przebijała się wątek chrześcijańskiego socjalizmu, ale został stłumiony przez Adenauera (katolika), który zwracał uwagę na mylące skojarzenia społecznych postulatów chrześcijańskich z lewicowym socjalizmem.
Również CSU była partią protestancką, konkurencyjną do katolickiej Bawarskiej Partii Ludowej (Bayerischen Volkspartei - BVP).
Adenauer pochodził z rodziny katolickiej i należał do Zentrum.
Ludwig Erhard pochodził z rodziny mieszanej, katolicko-protestanckiej.
Kiesinger również z mieszanej.
Kohl katolik
Merkel ewangeliczka komunistka, córka postępowego pastora ewangelickiego.

 

UPADEK DC

Najbardziej spektakularną klęska zakończyły się dzieje chadecji włoskiej. Democrazia Christiana (powstała w 1943 r. po faszystowskiej delegalizacji z Partiti Popolare Italiano) do końca lat 80-tych była najsilniejszą włoską partią, a premierami byli kolejni chadecy.
Blatowanie włoskiej chadecji rozpoczęło się od tzw. historycznego kompromisu, zaproponowanego w 1973 r. przez przywódcę włoskich komunistów Enrico Berlinguera i przyjętego przez przywódcę chadeków Aldo Moro. Koalicja komunistów, socjalistów i chadeków stworzyła rząd Giulio Andreottiego
W 1992 r. w procesie nazwanym Mani puli te (Czyste ręce) ujawniono afery korupcyjne z udziałem chadeków i socjalistów. W 1994 r. DC zmieniła nazwę dla uniknięcia skojarzeń korupcyjnych, ale poniosła klęskę wyborczą i uległa rozpadowi.
Afera nazywana Tangentopoli (Miasto korupcji)

 

PROBLEM NEUTRALNOŚCI WYZNANIOWEJ PAŃSTWA

Gwarantowana konstytucyjnie neutralność światopoglądowa państwa sprowadza się do niefaworyzowania żadnej z oficjalnie funkcjonujących religii ani ich reprezentacji, czyli kościołów. W praktyce oznacza to całkowite oddzielenie instytucji państwowych od kościelnych, czyli sekularyzację państwa. Kwestia ta zawiera w sobie jednak dwa trudne do rozwiązania problemy.
Pierwszy polega na tym, że w europejskiej kulturze chrześcijańskiej cała społeczna przestrzeń kulturowa wypełniona jest symbolami chrześcijańskimi (regionalnie symbolami konkretnych chrześcijańskich religii), a przez całe wieki instytucje państwa związane były z którąś z chrześcijańskich religii. Oczywiste jest więc, że spełnienie warunku neutralności światopoglądowej państwa musi oznaczać w znacznym stopniu rugowanie z przestrzeni publicznej jej symboli i instytucji oraz rozstrzygającego wpływu instytucji religijnych na decyzje określające życie całego wielowyznaniowego społeczeństwa. Jednak neutralność światopoglądowa oznacza tylko „bezstronność” instytucji państwowych wobec religii, nie oznacza natomiast zwalczania religii jako takiej, ponieważ nawet zwalczanie wszystkich religii jednocześnie nie oznacza neutralności.

Czym innym niż neutralność światopoglądowa jest laicyzacja i ateizacja.
O ile neutralność światopoglądowa państwa odnosi się do instytucji państwowych to laicyzacja polega na usuwaniu religii ze społecznej przestrzeni kulturowej i ograniczaniu jej zasięgu do sfery prywatnej, natomiast ateizacja oznacza świadome zwalczanie światopoglądu religijnego jako takiego, niezależnie od wyznania.
Dochodzimy tu do problemu drugiego, a mianowicie do tego, czym jest w istocie ateizm.
Ateizm jest światopoglądem negującym istnienie Boga lub bogów, różniącym się od światopoglądów zakładających ich istnienie, a także od światopoglądów, w których ich istnienie nie jest istotne (np. buddyzm, dżinizm). Podstawy naukowe wszystkich tych światopoglądów są dokładnie takie same, czyli żadne. Nauka nie może tej kwestii rozstrzygnąć ani negatywnie ani pozytywnie. Jeśli tysiąc lat temu nauka nie wiedziała, że istnieją kwarki, kwazary i neutrina, to nie był to dowód na ich nieistnienie. Z kolei aksjomatyczne założenie nadprzyrodzonego charakteru boga wyklucza stwierdzenie jego istnienia metodami naukowymi w przyszłości.
Oznacza to tym samym, że ateizm jest światopoglądem religijnym opierającym się wyłącznie na wierze, a nie na przesłankach naukowych, a przyjęcie przez państwo stanowiska promującego ateizację jest więc faworyzowaniem konkretnej religii ateistycznej, sprzecznym z zasadą neutralności światopoglądowej.

Religia spełnia jednak konkretną społeczną funkcję – jest podstawą moralności religijnej, a więc moralności czerpiącej swoje uzasadnienie spoza konkretnej, zmieniającej się rzeczywistości społecznej, ekonomicznej i politycznej. Ponieważ jednocześnie jej baza jest niezależna od ustaleń również zmieniającej się nauki, moralność religijna jest ze wszystkich moralności najtrwalsza.
Właśnie pojęcie „trwałości” jest chyba największą przeszkodą w rozwoju krytycznej ideologii antykultury, której celem stała się nieustanna zmiana i właśnie dlatego tak ważna stała się dla marszu przez instytucje likwidacja tej trwałości polegająca na jej „uelastycznieniu”. Takie fenomeny, jak chrześcijański socjalizm, teologia wyzwolenia, prywatna religia, a w końcu i chrześcijański ateizm i rewolucyjny chrystianizm to kolejne etapy rozmiękczania trwałych podstaw europejskiej kultury.

 

KSIĘŻA ROBOTNICZY

Ruch zaczął się w latach 30-tych. W 1941 r. dominikanin Jacques Loew założył Centrum Studiów Ekonomia i humanizm. Celem było zdobycie wpływów kleru w środowiskach robotniczych. W czasie wojny 25 księży zostało wysłanych przez francuski kościół w przebraniu robotników, żeby obsługiwać francuzów pracujących w Niemczech w przemyśle zbrojeniowym. Większość z nich aresztowało Gestapo, częśc zbliżyła się ddo KPF i Resistance.
PO wojnie około 100 księży pracowało w fabrykach. Wielu wstąpiło do komunistycznych związków zawodowych,angażując się w strajki i demonstracje. W 1959 r. ich działalność została przez kościół akazana. Zakaz zniesiono po II Soborze Watykańskim. W 1979 r. ok. 1000 książy pracowało w fabrykach.

 

TEOLOGIA WYZWOLENIA

Po rewolucji kubańskiej w krajach Trzeciego Świata powstawały gminy próbujące rozwiązywac problemy społeczne. Ich podstawa było przesłanie biblijne. Od 1964 r. w tych krajach władze przejmowały dyktatury. Od 1965 r. narastały nastroje rewolucyjne. Prowadziło do do opoeirdzenia się kleru po stronie ludności i jegoradykaluzacji.
W 1968 r. w Medelin odbył się konferencja biskupów poświęcona problemom nowych ruchów społecznych. Potępiono zarówno kapitalistyczny liberalizm jak i marksizm. Zaproponowano trzecią drogę w oparciu o encyklikę Popolorum progressio Pawła VI.
W Ameryce powstała „czarna teologia” antyrasistowska.
Zasady wyłożył w 1971 r. peruwiański duchowny Gustavo Gutiérrez.


PRZESTRZEŃ KULTUROWA JAKO INSTYTUCJA

 

FUNKCJA PRZESTRZENI KULTUROWEJ

 

SKŁADNIKI PRZESTRZENI KULTUROWEJ

 

URBANISTYKA – URBANISTYKA UNITARNA

 

SZTUKA – AKCJONIZM, SZAMANIZM, PLASTYKA SPOŁECZNA

 

SYSTEM WARTOŚCI JAKO INSTYTUCJA

O tym, jakie cele wyznacza sobie człowiek i jakie do ich realizacji wybiera środki decyduje jego system wartości. W przypadku wspólnoty decyduje o tym ten system wartości, który we wspólnocie dominuje.
Jednym z celów człowieka i wspólnoty jest dobrobyt (ponieważ jest on warunkiem wolności, czyli możliwości zaspokajania innych potrzeb wg własnego wyboru), ale dobrobyt może być tylko środkiem do zaspokajania innych potrzeb, albo celem samym w sobie. Dobrobyt uwalnia z dojmujących uciążliwości życia w nędzy i jeśli wydobycie się z nędzy jest jedynym celem, to dopuszczalne są każde środki osiągnięcia dobrobytu, nawet kradzież i morderstwo. Kradzież i morderstwo są przy tym środkami najbardziej racjonalnymi, ponieważ umożliwiają osięgnięcie dobrobytu najmniejszym kosztem, a kalkulacja zysków i kosztów jest podstawą podejmowania wszelkich celowych działań. Nie ma więc racjonalnych powodów, żeby dla osiągnięcia dobrobytu nie kraść i nie zabijać, a mimo to większość ludzi uzna takie metody za niedopuszczalne. Tym, co powstrzymuje ludzi przed legalizacją pewnych środków osiągania celów jest własny interes, ponieważ prawo do okradania innych oznacza również prawo innych do okradania nas. Taka podstawa nie sprawdza się jednak w warunkach skrajnych, kiedy wybór środków decyduje nie o stopniu dobrobytu, ale o „być, albo nie być”.
Oczywiście przytłaczająca większość ludzi uznaje za niedopuszczalne zabijanie, ale z kradzieżą nie jest to już tak oczywiste. Poza tym kradzież oczywista, połączona z rozbojem, wyłamywaniem zamków i pruciem sejfów to jedno, ale istnieją łagodniejsze formy kradzieży, a nawet takie, które w ogóle nie są uważane za kradzież. Np. kradzież roweru mającego konkretnego właściciela jest oczywista, ale zabór mienia, które nie ma rozpoznawalnego właściciela (zguba), albo jest własnością „wspólną” wcale nie musi być uważany za kradzież. Szczególnie przy tzw. „własności wspólnej” (społecznej) granice pojęć są bardzo luźne, bo przecież jeśli coś jest „wspólne”, to jest również i „moje”.
Jedną z form kradzieży jest wyzysk. Wyzysk polega na tym, że pracodawca wypłaca pracownikowi mniej, niż mu się należy, a różnicę zatrzymuje dla siebie. Istnieje jednak odwrotna strona wyzysku. Pracownik dostaje od pracodawcy wynagrodzenie, ale świadczy pracę o wartości niższej od tego wynagrodzenia (np. załatwiając w czasie pracy prywatne sprawy albo godzinami „surfując” po internecie). Czy taki „profesjonalny internauta” ma świadomość, że w istocie jest złodziejem i że po prostu kradnie?. Najczęściej nie. Ta nieświadomość przestępczego charakteru własnego działania jest tym głębsza, im trudniej jest ustalić osobę poszkodowaną. Jeśli nie ma poszkodowanego, nie ma szkody, a więc nie ma kradzieży. Tam, gdzie nie ma precyzyjnie określonej własności nie ma kradzieży, a więc nie ma złodziei.

 

KRADZIEŻ „PATRONACKA”

Istnieje bardzo wyrafinowana forma kradzieży umożliwiająca „bezkosztowe” sprawowanie władzy, którą można nazwać kradzieżą patronacką. W każdym systemie władzy grupa sprawująca władzę musi mieć aparat nadzoru i kontroli i ten aparat musi być przez władzę utrzymywany, to znaczy, że władza musi płacić temu aparatowi za sprawowanie funkcji nadzorczych. W systemach tradycyjnych istnieje wyraźnie określony ośrodek władzy, wyraźnie określony aparat nadzorczy i wyraźnie określona grupa nadzorowana. Łatwo więc ustalić kto komu płaci, kto kogo nadzoruje i w czyim imieniu. Nawet, jeśli taki układ uznamy za „niesprawiedliwy”, a cały system za system „opresji”, to każdą z tych grup łączy poczucie własnego interesu, a to poczucie tworzy jakis rodzaj wspólnoty. Jeśli celem systemu jest wyzysk społeczeństwa przez elity (władzę) za pomocą aparatu opresji, to jest on możliwy tylko tak długo, jak długo aparatowi opresji opłaca się wypełniać swoją funkcję i jak długo wspólnota wyzyskiwana nie ma siły na stawienie zorganizowanego oporu. Jednak sam fakt, że wspólnotę wyzyskiwaną łaczy świadomość wyzysku istnieje niebezpieczeństwo, że zacznie się ona organizować i stawi opór. Świadomość wyzysku jest tym silniejsza, że elity muszą wyzyskiwać społeczeństwo bardzo intensywnie, żeby wystarczyło dla nich i na utrzymanie aparatu represji.
O wiele skuteczniejszy jest taki system, w którym władza umożliwi jednej części społeczeństwa wyzyskiwanie (czyli okradanie) innej części społeczeństwa, ponieważ daje to trzy wielkie korzyści. Pierwszą – nie jest potrzebny aparat represji, ponieważ staje się on częścią społeczeństwa, drugą – władza nie musi okradać społeczeństwa po to, żeby płacić aparatowi represji, ponieważ aparat represji sam się finansuje okradając część społeczeństwa i trzecią – społeczeństwo jako całość jest rozbite, ponieważ trudno jest ustalić, kto naprawdę jest jego częścią wyzyskiwaną, a kto w istocie stanowi jej część nadzorczą, dzięki czemu zorganizowanie oporu jest trudne lub wręcz niemożliwe. Władza patronująca takiemy systemowi, tworząc warunki do wzajemnego okradania się społeczeństwa sama właściwie nie kradnie, a więc nie jest możliwe łatwe zlokalizowanie ośrodka wyzysku. Nazywając rzecz precyzyjniej nie jest to system kradzieży w potocznym rozumieniu, ale system pasożytnictwa.

 

SYSTEM PASOŻYTNICTWA

System pasożytnictwa, czyli samofinansującego się aparatu gwarantującego trwałość władzy jest prosty w zasadzie i skomplikowany w szczegółach działania i jest omówiony na tronie (XXX). Jest to system patologiczny i prowadzący szybko do katastrofy ekonomicznej i społecznej, jeśli jest systemem izolowanym to znaczy funkcjonującym w otoczeniu systemów zdrowych, ale jest stosunkowo trwały,jaęsli ma możliwości obejmowania coraz to nowych źródeł samofinansowania.

 

MIĘKKA DEMORALIZACJA

Warunkiem funkcjonowania takiego systemu jest niezbyt głęboka, ale powszechna demoralizacja, czyli stan, w którym restrykcyjne normy moralne obowiązują w przypadkach skrajnych (czyli morderstwo nie jest tolerowane), ale cała sfera norm regulujących życie normalnego społeczeństwa ulega stopniowej relatywizacji. Dzięki temu proces atomizacji społeczeństwa i jego podziału na aparat represji przebiega powoli, a sam podział niejest nigdy czytelny. Ten podział jest tym mniej czytelny, im większa część społeczeństwa zaczyna korzystać z możliwości pasożytowania, a tym wieksza częśc zaczyna z niej korzystać, im mniej czytelne są pojęcia i mniej precyzyjny system wartości.

 

ZWROT WARTOŚCI

Potoczne pojęcie „zmiana wartości” lub „zmiana systemu wartości” ma dwa znaczenia. Jedno dotyczy wymiany jednego systemu wartości na inny system wartości, drugie wewnętrznej przemiany określonego systemu wartości, w którym jedne wartości zastępowane są przez inne wartości, albo – i to jest w historii antykultury i marszu przez instytucje najważniejsze – te same wartości, a raczej pojęcia oznaczające te wartości pozostają niezmienne, ale zmienia się ich treść.
To, że dominujące systemy wartości ulegają wymianie wydaje się faktem oczywistym. Wszystkie wielkie przełomy w historii ludzkości oznaczały w gruncie rzeczy wymianę całych systemów wartości, co wcale nie oznacza, że te systemy rozumiane własnie jako „systemy”, czyli skomplikowane układy wartości, zbudowane były z zupełnie nowych elementów. W rzeczywistości w kolejnych systemach pojawiały się nowe wartości, ale zwykle zmiana polegała na zmianie dominującej wartości, czyli na zmianie hierarchii wartości.
Nie ma tu miejsca na szczegółową analizę, ale warto pamiętać o tym, że czasami trudno jest odróżnić, czy słowo, którego używamy oznacza wartość, cechę czy cel. Czy np. uczciwość, która dla jednych jest wadą, a dla innych zaletą jest wartością, czy tylko cechą? Czy wolność, która sama w sobie opisuje tylko warunki podejmowania decyzji jest wartością czy celem? Czy cel, który musi mieć jakąś wartość dla tych, którzy go sobie wyznaczyli sam w sobie staje się wartością? A jeśli tym celem jest wyzysk, to czy wyzysk jest wartością?

Nie ulega wątpliwości, że w latach 60-tych XX wieku, czyli w okresie tzw. rewolucji kontrkulturowej, rozpoczął się proces przemian w dominującym systemie wartości. Proces ten związany był ze zmianą pokoleniową i doprowadził przede wszystkim do najłatwiej zauważalnych zmian w obyczajowości, ale jego przyczyny, charakter i cel są różnie interpretowane. W socjologii proces ten nazywa się „zwrotem wartości” (niem. Wertewandel).

 

SYNTEZA CZY UPADEK

W 1977 r. amerykański politolog Ronald F. Inglehart (1934) opublikował książkę pt. „The Silent Revolution”. Przedstawił w niej model zwrotu wartości oparty o „teorię braku” Abrahama Maslowa, zgodnie z którą największą wartość przypisujemy rzeczom, których jest najmniej (potwierdza ona w pewnym zakresie twierdzenie Marksa, że byt określa świadomość). W miarę wzrostu dobrobytu dobra materialne tracą wartość, natomiast zyskują ją dobra „post-materialne” (zdrowie, wolność, szczęście, wykształcenie, ochrona środowiska itp.), a najważniejszym celem człowieka staje się tzw. samorealizacja.
Niemiecki socjolog Helmut Klages (1930) twierdzi, że zmiana systemu wartości jest nieuchronnym procesem wynikającym z industrializacji, również wskazując jako cel samorealizację. Wg Klagesa zwrot wartości nie polega na „upadku wartości”, ale prowadzi do „syntezy wartości”, której skutkiem ma być powstanie nowego systemu sprzyjającego rozwinięciu „humanistycznego potencjału” człowieka. Ten nwy system wartości ma być właściwy nowemu typowi człowieka określonego jako „aktywny realista” (Helmut Klages, „Wertwandel und gesellschaftlicher Wandel” 1979).
Zupełnie inne stanowisko zajęła niemiecka specjalistka od demoskopii Elisabeth Noelle-Neumann (1916-2010 - NS), która zresztą wraz z Klagesem zakładała w 1968 r. interdyscyplinarne Zentrum Berlin für Zukunftsforschung (Berlińskie Centrum ds. badania przyszłości). Noelle-Neumann wskazywała na zanik tradycyjnych cech mieszczańskich (tzw. cnót pruskich), zanik wpływu religii i kościoła, zanik ambicji zawodowych na rzecz skłonności do rozrywki, zanik więzi wspólnotowych na rzecz indywidualizmu itp., czyli rzeczywistość opisywała podobnie jak inni socjologowie, ale oceniała ja jako „upadek” wartości.
„Opinia publiczna: Odkrycie spirali milczenia”. 1974-1980

Optymistyczna interpretacja Klagesa i pesymistyczna ocena Noelle-Neumann wynikały z ich indywidualnych, odmiennych systemów wartości, ale opisują zaledwie pewien proces, nie wnikając w jego przyczyny. Taką wewnętrzną przyczynę starał się wskazać Ingelhart i zapewne jest w tym jakas część prawdy, jednak we wszystkich interpretacjach pomijany jest czynnik najistotniejszy, przedstawiany w niniejszej historii – czyli fakt, że przemiany w psychicze indywidualnej i wynikających z niej świadomości społecznej nie są wynikiem wyłącznie czynników wewnętrznych, ale również świadomego i celowego kształtowania ludzkiej psychiki.

 

OSWAJANIE PATOLOGII - NEW HOLLYWOOD

System wartości określa cele jakie stawiają sobie ludzie i wspólnoty, a normy społeczne umożliwiają jego realizację. Bez norm społecznych system wartości jest zbiorem pustym. Normy społeczne są skuteczniejsze od norm prawnych, ponieważ działają nawet w rejonach, których prawo nie normuje i do których niejest w stanie dotrzeć aparat represji egzekwujący przestrzeganie normy prawne.
W ogólnym rozrachunku wszystkie normy społeczne sprowadzają się odróżniania tego, co jest „dobre”, od tego, co jest „złe”. Jeśli w powszechnym przekonaniu, które warunkuje skuteczność normy, coś jest dobre, a coś złe, bezpośredni atak na to „coś” spotyka się ze społecznym sprzeciwem. Np. jeśli rodzina jest uznawana za wartość, to atak na rodzinę i próba jej likwidacji jako instytucji społecznej napotka na opór. Jeśli długo i często wskazywać się będzie wyłącznie nagatywne cechy rodziny (każde zjawisko na wady), a marginalizować lub przemiczać będzie się jej zalety, to oczywiście po jakimś czasie obniży to społeczny prestiż i wartość rodziny. Taki proces w Polsce rozpoczęła słynna akcja plakatowa przeciwko przemosy w rodzinie pt. „Bo zupa była za słona”, z której wynikał wniosek, że głównym celem rodziny jako instytucji społecznej jest umożliwienie pijanym degeneratom (ojcom) bezkarnego zaspokajania ich sadystycznych skłonności przez gwałcenie i katowanie zniewolonych przez prawo i społeczny konwenans żon i dzieci (w domyśle) po to, żeby w dzieciach tych wytworzyć faszystowską, antysemicką i homofobiczną „osobowość autorytarną” czyniącą z nich ślepe narzędzie kapitalizmu. Tak prymitywna propaganda jest oczywiście skuteczna, ale wymaga nieustannych nakładów, ponieważ każda „reklama” się nudzi i wymaga wynajdywania coraz to nowych chwytów, a przy zbytniej nachalności i prymitywizmie wywołuje skutek odwrotny – ośmiesza przekaz.
Niebezpieczeństwo takie grozi każdej propagandzie i działa w obydwie strony. Np. pokazywanie w filmach bohaterów o wyraźnie określonych, pozytywnych i negatywnych cechach jako „aniołów” i „szwarc-charaktery” powoduje, że stają się one plakatowe, płaskie i nieautentyczne, a przekaz nieskuteczny.
Znacznie skuteczniejsza i tańsza jest sytuacjonistyczna metoda „detournement”, czyli „wywracania pojęć”. Po raz pierwszy taką metodę zastosowano w kinie tzw. Nowego Hollywood w szczytowym okresie rewolucji kontrkulturowej. Powodem jej zastosowania był marginalny zasięg tej rewolucji i konieczność dotracia z antykulturowym przekazem do szerokich kręgów młodzieży, których nie bawił hipisowski folklor, a która przynajmniej nie traktowała antykultury jako coś więcej, niż tylko folklor. Mechanizm działania tej metody ilustrują dwa przykłady.

 

BONNIE AND CLYDE - SYMPATYCZNI PRZESTĘPCY

W 1967 r. wyprodukowano film pt. „Bonnie and Clyde” przedstawiający historię pary kryminalistów Bonnie Parker i Clyde’a Barrowa, która w okresie Wielkiego Kryzysu żyła z rozboju, mordując przy okazji 14 niewinnych osób. Historia jest rzeczywiście fascynująca, na dodatek zawiera w sobie „love story”, a kończy się smutno, bo zwabiona w pułapkę para mrederców została przez policjantów podziurawiona jak sito.
W filmie role bohaterów grają Faye Dunaway i Warren Beatty, obydwoje w swojej najlepszej formie, zjawiskowo piękni (w ówczesnym kanonie urody), świetnie ubrani, itp. itd., a przede wszystkim sympatyczni. Każdy młody człowiek mógł się z nimi zidentyfikować i to nie tylko zaczadzony marihuaną,analfabetyczny ćpun, ale studenci najlepszych collegów również, a nawet i przede wszystkim oni. To, że strzelający do przestępców policjanci wychodzą na sfrustrowanych, fanatycznych sadystów jest już oczywista konsekwencją ustawienia historii.
Analiza społecznej warstwy tego filmu może być bardzo ciekawa, ponieważ sympatia widza do przestępców opiera się na bardzo nikłych podstawach. O ile Robin Hood czy Janosik walczyli z władzą w imię jakichś wyższych (nawet jeśli pokętnych i pozornych) racji, zabierając bogatym i rozdając biednym (wszyscy byli więc organicznymi lewicowcami), o ile nawet w historii Ala Capone pojawia się wytłumaczenie popularności gangstera jego charytatywną działalnością (podobno fundował sierocińce), to w historii Bonnie and Clyde mamy do czynienia z krystalicznie czystym, egoistyczmym bandytyzmem, z którym zupełnie normalni ludzie identyfikowali się na podstawie powłóczystych spojrzeń Dunaway i kwadratowej szczęki uśmiechniętego Beatty. W tym filmie zbrodnia wyrwana została ze społecznego kontekstu, a więc i refleksja związana z nim była wykluczona.

 

OJCIEC CHRZESTNY – GRUNT TO RODZINKA

W 1972 r. pokazano film pt. „Ojciec chrzestny” nakręcony wg powieści Mario Pozo z 1969 r. Wspaniale opowiedziana historia z fantastycznymi rolami Brando i Pacino, legendarną muzyką Nino Roty (kompozytor Felliniego). Przepiękny, wzruszający film – co prawda o gangsterach, ale o takich dziwnych gangsterach, którzy dla rodziny (rodzinki) poświęcą wszystko. To prawda, że posługują się niezbyt eleganckimi metodami, a i ich „cyngle” nie czytają w przerwach poezji, ale nie robią tego w imię jakiejś opętańczej ideologii, a tylko dla rodziny i nawet, jeśli od czasu do czasu robią coś brzydkiego, to jedno jest pewne – nigdy nie łamią obowiązujących we wspólnocie norm i zasad. Te normy i zasady są tak moralnie „wyśrubowane”, że wprawdzie dopuszczają szantaż, wymuszenia i morderstwa, ale nigdy, ale to przenigdy nie dopuszczają handlu narkotykami.
Koncepcja systemu zorganizowanej przestępczości opartego na - swoiście pojmowanym, ale jednak – zbiorze niewzruszonych zasad, pojęciu honoru, wierności, lojalności i rodzinie jest najprzewrotniejszym dokonaniem antykulturowej ekwilibrystyki pojęciowej. Jest absolutnym majstersztykiem, ale jest nim dlatego, że odzwierciedla (chociaż w zwierciadle krzywym) rzeczywiste reguły rządzące każdym systemem.
Różnica między systemem tradycyjnym a system przestępczym sprowadza się wyłącznie do wartości i celów, jakie te systemy realizują.

Okres New Hollywood w historii filmu nie rozpoczął się oczywiście, ani nie skończył na jednym, konkretnym filmie. Równie istotne były takie dzieła, jak „Wstręt” z 1965 r. i „Rosemary’s Baby” z 1968 r. Romana Polańskiego, „Absolwent” z 1967 r. Mike’a Nicholsa, „Easy Rider” z 1969 r. Dennisa Hoopera, czy „Nocny kowboj” z 1969 r. Johna Schlesingera.
Kino New Hollywood zaniknęło w połowie lat 70-tych, gdy rewolucja kontrkulturowa wypaliła się, dopiero rozpoczynał się marsz przez instytucje,a karierę rozpoczynało pojęcie „narracji”.

 

LUKROWANA ANTYKULTURA

W 1971 r. John Lennon napisał i nagrał słynną piosenkę pt. „Imagine” (Wyobraź sobie). Na opublikowanej w 2004 r. przez magazyn Rolling Stone liście „500 najsłynniejszych piosenek wszechczasów” „Imagine” zajęła trzecie miejsce (zespołowo wygrali The Beatles z 23 piosenkami dystansując The Rolling Stones z 14 piosenkami).
Piosenka ma wpadającą w ucho melodię, ale jej tekst jest bezpośrednim tłumaczeniem na język niezbyt wyrafinowanej poezji tekstu Manifestu Komunistycznego Marksa i Engelsa z 1848 r. Poniżej to tłumaczenie i jego tłumaczenie na ludzki język. (XXX).
Sam Lenno w wywiadzie powiedziała, że „Imagine” była „antyreligijna, anty-nacjonalistyczna, antykonwencjonalna, antykapitalistyczna, ale ponieważ została polukrowana, została przez publiczność „łyknięta”. Teraz już wiedział, jak trzeba postępować - sprzedawać ludziom swoje polityczne poglądy z odrobiną miodu.” Podobno Lennon wyjaśnił kiedyś McCartneyowi, że „Imagine” była nową wersją jego wcześniejszej piosenki „Working Class Hero”, ale osłodzoną i przeznaczoną dla takich konserwatystów, jak sam McCartney. „Working Class Hero” opowiada o tym, jak robotnik awansuje do klasy średniej tracąc swój radykalizm i zmieniając się w trybik kapitalistycznego systemu. Jest to więc wyśpiewana wersja procesu opisanego znacznie wcześniej przez klasyków szkoły frankfurckiej. Rzeczywiście – dla prawdziwego marksisty historia robotnika awansującego z pozycji „robola” do klasy średniej, nie daj Boże - wykształconego, zarabiającego na utrzymanie rodziny, mającego własny dom, samochód, a może i parę książek – to najprawdziwszy koszmar.
Pikanterii całej historii dodaje fakt, że Lennon i Yoko Ono nagrywali piosenkę i video do niej w posiadłości Tittenhurst Park kupionej za 145.000 ówczesnych funtów i przebudowanej za kolejnych 300.000 funtów, co niezbyt pasuje do treści piosenki mówiącej o zniesieniu własności prywatnej i braterstwie wszystkich ludzi. Wiem, czepiam się…

Ani tzw. kontrkultura ani New Hollywood nie były zjawiskami przypadkowymi, ale nowym, atrakcyjnym opakowaniem starych treści. Bezpośredni atak na instytucje tradycyjnej kultury, jakim była rewolucja kontrkulturowa zastąpiony został nicowaniem pojęć i „przesunięciem norm”.

 

OSWAJANIE PATOLOGII

W połowie lat 70-tych antykultura miała już wyraźnie sprecyzowaną, nową taktykę działania. Celem nie było już zdobycie poparcia większości społeczeństwa, ale wypracowanie nowego sposobu panowania mniejszości nad większością. Masowy proletariat młodzieżowy, który miał zastąpić proletariat przemysłowy, został zastąpiony nowym proletariatem mniejszościowym. Ten nowy proletariat właściwie został określony już przez Maxa Horkheimera w „Teorii krytycznej” w 1937 r., ale panowanie mniejszości nad większością – i to za pomocą terroru - zostało teoretycznie uzasadnione dopiero w „Tolerancji represywnej” Herberta Marcuse w 1965 r. Ogólne pojęcie „dyskryminowanej przez tolerancję” mniejszości jako jedynej postępowej siły społecznej mającej interes w zmianie status quo było jednak zbyt enigmatyczne. W procesach społecznych nie biorą udziału pojęcia, ale konkretne grupy ludzi. Kiedy w 1964 r. w USA zniesiono oficjalnie segregację rasową wprowadzając Voting Rights Act (ustawę o prawie do głosowania) i Civil Rights Act (ustawę o prawach obywatelskich) jedynymi mniejszościami, na których mogła oprzeć się antykultura były mniejszości seksualne.

Czlowiek na co dzień nie analizuje szczegółowo kwestii wartości. Wielu ludzi (być może większość) nawet nie jest w stanie zdefiniować pojęcia wartości. W praktycznym życiu społecznym wartości te realizują się w postaci norm regulujących ludzkie zachowania, ale i wyznaczających intuicyjne rozumienie pojęć. Te społeczne normy z kolei realizują się w utrwalonych w tradycji normach obyczajowych. Działanie norm ma oczywiście charakter krępujący, ograniczający odstępstwa od wzorca, ale nie ma podstaw do twierdzenia, że jest to ich cecha negatywna, jeśli celem normy jest sprawne działanie mechanizmu, jakim jest społeczeństwo. Nie można uważać za wadę hamulca tego, że hamuje, jeśli jego zadaniem jest właśnie hamowanie w sytuacjach, gdy samochód może ulec katastrofie lub pozabijać ludzi. Nikt rozsądny – nawet radykalny rewolucjonista - nie wsiądzie do samochodu z niesprawnymi hamulcami. Stosunek do norm jest więc w gruncie rzeczy określony stosunkiem do społeczeństwa jako systemu – niezależnie od tego jaki ten system jest, ponieważ dopóki jest on systemem, muszą obowiązywać w nim normy.
Krytyczna antykultura nigdy nie kryła swojego antysystemowego charakteru. Jej celem jest nieograniczona wolność jednostki, a więc likwidacja wszelkich ograniczeń tej absolutnej wolności. W oczywisty sposób musi więc dążyć do likwidacji praktycznego skutku norm społecznych, czyli norm obyczajowych i to przede wszystkim tych, które określają najważniejsze, fundamentalne sfery ludzkiego życia. Do tych sfer należy seksualność określająca podstawy ludzkiej tożsamości i strukturę elementarnej komórki społecznej, czyli rodziny. Wybór mniejszości seksualnych jako detonatora systemu był więc tak samo trafny, jak freudomarksistowski wybór seksu jako podstawowego detonatora mechanizmu kultury. Jednak sposób, w jaki antykultura realizuje postulat wolności odsłania najdokładniej jej prawdziwe oblicze.

 

PEDOFILIA

Nawet w dzisiejszych, bardzo zliberalizowanych kategoriach medycznych (Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 i Diagnostczny i Statystyczny Podręcznik Zaburzeń Psychicznych DSM-IV) pedofilia jest uznawana za „parafilię”, czyli za zaburzenie preferencji seksualnych, polegająca na „jedynym lub preferowanym sposobie osiągania satysfakcji seksualnej przez kontakt z dziećmi w okresie przedpokwitaniowym lub wczesnej fazie pokwitania” co oznacza osoby seksualnie niedojrzałe - przy możliwości wyboru partnera dojrzałego.
Pojęcie pedofilii pojawiło się w literaturze medycznej w 1886 r. jako określenie seksualnej psychopatii. Do ww. rejestru DSM Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego wprowadzone zostało w 1952 r. i jeszcze w 1968 r. oznaczało „dewiację seksualną”, ale już od 1980 r. uznawane jest w tej klasyfikacji tylko za „zaburzenie preferencji” seksualnych. Mimo to do dnia dzisiejszego w większości państw pedofilia nie jako „preferencja”, ale jako czyn pedofilski jest karana. Podstawą utrzymania karalności pedofilii jest fakt, że obiektem działania pedofilów są dzieci, czyli osoby niedojrzałe nie tylko seksualnie, ale przede wszystkim psychicznie w tym znaczeniu, że niezdolne do pełnej oceny ani skutków własnego działania, ani skutków działania, któremu są poddawane.
Dziecko seksualnie niedojrzałe (z samej definicji niedojrzałości) nie ma seksualnych „preferencji” i nauka nie zna zjawiska będącego odwrotnością pedofilii, czyli seksualnej skłonności dzieci do osób znacznie starszych (czyli dojrzałych). Nawet w ramach współcześnie preferowanych trendów, zgodnie z którymi seks nie służy prokreacji, a jedynie przyjemności, pedofilii nie da się określić inaczej, jako działania mającego na celu wyłącznie fizjologiczną przyjemność osoby dorosłej osiąganą „z użyciem” niedojrzałego dziecka. W przypadku pedofilii nie może być mowy o skłonności seksualnej podbudowanej pozytywnym związkiem emocjonalnym (czegoś takiego nie ma w definicji pedofilii), literatura przedmiotu nie dostarcza również przykładów „kontr-pedofilów”, czyli niedojrzałych seksualnie dzieci, które świadomie dożąłyby do osiągnięcia własnej przyjemności w seksualnym kontakcie w osobą dorosłą. Oznacza to, że jedynym „beneficjentem” pedofilii jest pedofil i tylko on, jako osoba dojrzała, jest w stanie świadomie dążyć do kontaktu seksualnego z dzieckiem. Z drugiej strony niedojrzale dziecko nie jest w stanie rozpoznać intencji pedofila i może łatwo ulec różnym technikom wabienia – od „odrobiny ludzkiego ciepła” przez torbę cukierków po dawkę heroiny.
Z udokumentowanych przypadków pedofilii wynika, że niemal nigdy nie zachodzi przypadek, gdy obydwie strony „umawiają się” na akt pedofilski, a więc że udział dziecka jest świadomy i dobrowolny. Zwykle dziecko jest „wabione” pod jakimkolwiek pozorem w sytuację, w której prawdziwy zamiar pedofila rozpoznaje, gdy nie ma już możliwości obrony, a sprawca jest w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego (mówimy o popędzie seksualnym). W takich sytuacjach przełamanie oporu dziecka musi przybrać forme gwałtu. Psychiczne skutki takiego gwałtu łatwo jest przewidzieć.
Jednym słowem – pedofilia jest całkowicie jednostronnym aktem wykorzystania nieświadomego i bezbronnego dziecka przez działającego z premedytacją, silniejszego dorosłego w jego własnym, egoistycznym interesie, a poświęciłem tej kwestii tyle miejsca, ponieważ stosunek do pedofilii określa w gruncie rzeczy najlepiej rozumienie pojęcia wolności i praw człowieka wypisanych na sztandarach wszystkich odmian lewicowej antykultury.
Otóż nie tylko pozytywny, ale nawet obojętny stosunek do zjawiska pedofilii oznacza postawę, w której egoistyczny, indywidualny interes jednej strony może być legalnie realizowany kosztem interesu drugiej strony. Pusty frazes „praw człowieka” do swobodnej ekspresji i „samorealizacji” zakłada pogwałcenie praw innego człowieka wbrew jego woli i świadomości, a pusty frazes „wolności” oznacza wolność silniejszego i zniewolenie słabszego. To dlatego np. w starożytności pedofilia była uważana powszechnie za naganną z jednym wyjątkiem, nie dotyczyła seksualnego wykorzystywania niewolników.
Pedofilia jest najjaskrawszym przypadkiem zniewolenia, ponieważ nie może się realizować „pośrednio”, np. przez ekonomiczny wyzysk, ale wymaga bezpośredniego zaangażowania dwóch żywych, czujących istot, z których jedna jest przedmiotem bezpośredniej, najczęściej brutalnej eksploatacji w najintymniejszej sferze jej osobowości.

W 1977 r. grupa francuskich intelektualistów marksistowskich (Michel Foucault, Louis Althusser, Jean-Paul Sartre, Simone de Beauvoir, André Glucksmann, Roland Barthes, Guy Hocquenghem, Jean Danet, Alain Robbe-Grillet, Philippe Sollers, Françoise Dolto, Jacques Derrida, czyli śmietanka ówczesnej antykultury) skierowała do francuskiego parlamentu petycję w sprawie depenalizacji pedofilii. Właściwie była to petycja w sprawie zniesienia ograniczenia wieku osób, z którymi osoby dorosłe mogą wchodzić w kontakty seksualne, co na jedno wychodzi.
W 1978 r. w USA powstała North American Man/Boy Love Association (NAMBLA), określająca się pięknie jako „grupa wspierająca stosunki między generacjami”.
W 1979 r. w Niemczech powstała Niemiecka Wspólnota ds. Studiów nad Pedofilią (DSAP), której celem było „przewartościowanie” pojęcia pedofilii. W 1983 r. DSAP wweszła w skład „Wspólnoty Roboczej Humianistyczna Seksualność” (AHS). Organizacja wspierała FDP i w swoich aakcjach wykorzystywała autorytet liberalnych seksuologów.
Jeden z takich seksuologów, Eberhard Schorsch już w 1973 r. publikował w czaspismach poświęconych wychowaniu teksty przekonujące o tym, że dobrowolny seks dzieci z dorosłymi „nie jest dla tych dzieci zły”, nie wnikając, na jakiej podstawie ustalił, że jest on „dobrowolny” i co dobrego jest w tym, że nie jest on zły.
W koncu lat 70-tych w niemieckiej prasie (i to ni brukowej), m.in. w Die Zeit, w Der Spigel i w Die Tageszeitung) zaczęły ukazywać się teksty promujące pedofilię i dopiero w 2010 r. ujawniono dokumenty potwierdzające działanie w niemieckiej prasie lobby pedofilskiego przynajmniej do połowy lat 90-tych.
W 2013 r. w Niemczech odbyła się publiczna debata na temat początków Partii Zielonych oraz źródeł jej programu w kontekście zaangażowania tej pratii w promocję pedofilii. Debatę wywołało przyznanie prestiżowej nagrody im. Theodora Heussa Danielowi Cohn-Benditowi (przywódcy paryskiej rewolty studenckiej w 1968 r., a obecnie euro pasła i przywódcy działającej w PE federalistycznej Grupy Spinneli) i przypomnienie przy jego okazji pedofilskich wynurzeń Cohn-Bendita. Na zlecenie Zielonych Uniewrsytet w Gottingen opracował raport pt. „Zakres, kontekst i oddziaływanie pedofilskich postulatów w środowisku Nowych Ruchów Społecznych i Zielonych”, który w pełnej wersji ma ukazać się w końcu 2014 r. Ze zgromadzonego materiału wynika, że wpływy zorganizowanego środowiska pedofilów sięgały nie tylko partii lewicowych, ale nawet chadeckiej CDU, a skłonność polityków do ulegania tym wpływom miała tylko jeden cel – zdobycie politycznego poparcia za każdą cenę. Wprawdzie już w 2013 r. aktualne władze Zielonych zdystansowały się od wcześniejszych związków tej partii z lobbbypedofilskim, ale przeprosiły za coś, co pomogło im wejść na polityczną scenę. To tak, jakby zlodziej przeprosił za kradzież, ale zatrzymał skradzione pieniądze.
Więcej informacji: http://www.demokratie-goettingen.de/content/uploads/2013/12/Paedophiliedebatte-Gruene-Zwischenbericht.pdf.

DOMINACJA I MICHEL FOUCAULT

Michel Foucault stał się w połowie lat 70-tych gwiazdą pierwszej wielkości w elicie neomarksistowskiej antykultury i właściwie pozostaje nią do dziś. Był on sygnatariuszem ww. petycji w sprawie depenalizacji pedofilii i organizatorem publicznej debaty na ten temat emitowanej we francuskim radio i opublikowanej w 1978 r. pt. „Moralność seksualna i prawo”.
W 1948 r. Foucault został uczniem marksistowskiego strukturalisty Louisa Althussera i niewiele później wstąpił do Komunistycznej Partii Francji, ale wystąpił z niej w 1953 r., ponieważ komuniści francuscy byli zbyt „homofobiczni”. Filozoficzne i socjologiczne zainteresowania Foucaulta mają swe źródło w marksizmie, nietzscheańskim nihilizmie, fenomenologii i egzystencjalizmie, ale głównymi tematami jego prac stały się szaleństwo jako stan świadomości, dominacja jako jedyna forma relacji międzyludzkich i popęd seksualny jako ich baza.
Ta monotematyczność sprowadzająca każdy problem do motywacji seksualnych jest typowa dla całej antykultury, ale w przypadku Michela Foucault ma charakter wręcz obsesyjny i w oczywisty sposób związany z jego manifestacyjnym homoseksualizmem, dlatego tego aspektu nie można pominąć – w końcu jeśli ktoś podejmuje bardzo aktywną działalność intelektualną kształtującą społeczna swiadomość w bardzo określonym kierunku, to działalnośc ta musi mieć jakis cel i komuś lub czemus służyć. Tak więc w przypadku Foucaulta, podobnie jak w przypadku Wilhelma Reicha jego osobiste seksualne doświadczenia wdaja się czynnikiem wyraźnie wpływającym na sposób myślenia.
W 1983 r. Michel Foucault powiedział swojemu biografowi w nieco autoironicznej formie:
„Nie zawsze byłem mądry, właściwie to w szkole byłem bardzo głupi. Jednak w mojej szkole był pewien bardzo atrakcyjny chłopiec, który był jeszcze głupszy niż ja i żeby przypodobać się temu bardzo pięknemu chłopcu zacząłem odrabiać za niego prace domowe. I w ten sposób stałem się mądry – zawsze odrabiałem jego prace tak, żeby mu pomóc, ale żeby zawsze być trochę lepszym od niego. W pewnym sensie przez całe dalsze życie pracowałem intelektualnie po to, żaby przyciągnąć do siebie atrakcyjnych chłopców”.
Nie ma sensu oczywiście przedstawiać szczegółów życia Michela Foucault, ale jest on chyba modelowym przykładem „intelektualnego outsidera”, w jakim Max Horkheimer widział nowego rewolucjonistę zmieniającego status quo – a to dlatego, że zmiana ta leżała w jego własnym interesie. Przedstawię tylko dwa aspekty jego doświadczeń i poglądów.
Wg wielu relacji (m.in. „Pasja Michela Foucault” Jamesa Millera, 1993) na początku lat 50-tych Foucault związał się z awangardowym kompozytoremJeanem Barraque i wszedł w środowisko paryskich homoseksualistów, gdzie eksperymentował z ciężkimi narkotykami i sadomasochizmem. W 1953 r. poznał pisma Fryderyka Nietzschego i obejrzał sztukę Samuella Becketta „Czekając na Godota” i uznał je za największy przełom swojego życia. Wraz ze swoim partnerem czytał dzieła de Sade’a. Kafki i Geneta i wszystko, co dotyczyło dwóch kwestii – seksu i przemocy. W dalszych latach Foucault pracował w Szwecji, a od 1958 r. w Warszawie jako przedstawiciel francuskiej kultury w Centre Francais. Tu również udzielał się w środowisku homoseksualistów,z których jeden okazał się agentem UB i doniósł na Foucaulta do francuskiej ambasady. Uwikłany w skandal zmuszony został do wyjazdu do niemieckiego Hamburga, gdzie poza zajęciami akademickimi większość czasu spędzał w tamtejszej dzielnicy domów publicznych poznając środowisko transwestytów.
Trudno czywiście wskazać precyzyjnie bezpośredni wpływ osobistych doświadczeń na poglądy naukowe Michela Foucalut, ale chyba nie jest dziełem przypadku, że te ekstremalne doświadczenia znalazły odbicie w takich pracach, jak „Choroba psychiczna i psychologia” (1954), „Historia szaleństwa” (1960), „Nadzorować i karać” (1975), „Historia seksualności” (1976-1984), „Subiektywność i Prawda” (1980-81).
W 1975 r. w publicznej debacie telewizyjnej z neoanarchistą Naomem Chomsky’m (dostępna na You Tube) Foucault przedstawił „w pigułce” swój pogląd na charakter relacji międzyludzkich,czyli relacji społecznych. W tym ujęciu każda relacja międzyludzka i każda instytucja społeczna służy dominacji i realizuje dominację – zarówno rozmowa dwojga ludzi jak i system nadzoru policyjnego jak i system wychowania. W logiczny sposób seks jest również zferą, w ktorej realizuje się relacja dominujący(a) - zdominowany(a). Takie podejście jest z jednej strony doprowadzoną do skrajności marksistowską teorią konfliktu, z drugiej zaś „uszczegółowieniem” neomarksistowskiej koncepcji genetycznie wadliwego status quo (Horkheimer), które jest systemem wiecznego i totalnego zniewolenia.
Rzeczowa dyskusja z takim poglądem jest wykluczona, jednak kilka wymienionych epizodów z życia Foucault, a szczególnie jego doświadczenia sadomasochistyczne pozwalają na wyjaśnienie mechanizmu, jakiego antykultura używa do sakralizacji patologii i przestępstwa jako zjawiska normalnego.

SADYZM, SADOMASOCHIZM, OKRUCIEŃSTWO

W klasyfikacji ICD-10 sadomasochizm wymieniony jest tuż przed pedofilą jako „zaburzenie preferencji seksualnych” i zdefiniowany jako: „Preferowanie aktywności seksualnej, która wiąże się z zadawaniem bólu, upokorzenia, lub zniewoleniem.”
Sadysta to człowiek, u którego zadawanie bólu, upokarzanie i zniewalanie innych ludzi budzi podniecenie seksualne. Człowiek, który doznaje podniecenia seksualnego, gdy jemu zawany jest bój i upokorzenie, to masochista. Połączenie tych dwóch skłonności to samomasochizm.
Sadyzm i masochizm związane są więc właściwie nierozłącznie związane z seksem, ale w języku potocznym sadystą nazywa się każdego człowieka, któremu zadawanie bólu, upokarzanie i dręczenie innych ludzi w dowolny sposób sprawia przyjemność. Sadyzm jest więc synonimem okrucieństwa.
Z kolei okrucieństwo nie jest kojarzone z seksem i oznacza każde świadome dręczenie innej żywej istoty, nie tylko ludzi, ale i zwierząt. Okrucieństwo tym się różni od brutalności, że brutalność cechuje działanie podejmowane pod wpływem impulsu, zwykle ograniczające się do zadawania bólu fizycznego i nastawione na zmuszenie ofiary do jakiejś czynności (np. ujawnienia tajemnicy). Okrucieństwo oznacza dręczenie innej istoty dla samego dręczenia. Człowiek okrutny realizuje swój interes nie przez wymuszone działanie ofiary, ale przez sam fakt, że zadaje jej ból i ją upokarza.
Co do istoty zjawiska sadyzm jest więc okrucieństwem, tyle tylko, że sprawiającym specyficzną przyjemność przejawiającą się w podnieceniu i zaspokojeniu seksualnym.

Poza sferą seksualności okrucieństwo nie tylko nie znajduje społecznej akceptacji, ale jest czynem karalnym i okolicznością obciążającą, zmieniającą kwalifikację czynu i stopień zagrożenia karą. Np. zabójstwo dokonane ze szczególnym okrucieństwem uznawane jest za morderstwo i podlega wyższej karze. Ochronę przez okrucieństwem sankcjonuje Powszechna Deklaracja Praw Człowieka (1948), a odrębne przepisy karzą okrucieństwo wobec zwierząt (nb. pierwsze kompleksowe przepisy ochrony zwierząt wprowadzono w III Rzeszy Niemieckiej).

Mogłoby się wydawać, że wprowadzenie przepisów chroniących zwierzęta przed okrucieństwem ludzi świadczy o postępującym uwrażliwieniu społeczeństwa na sprawy okrucieństwa w ogóle, co można odczytać jako postępującą „humanizację” życia społecznego. Tymczasem proces ten prowadzi do ochrony raczej zwierząt, niż ludzi, a wśród ludzi oznacza on ochronę raczej kata, niż ofiary. Świadczy o tym kierunek zmian w traktowaniu przez prawo zjawiska pedofilii i sadyzmu.
W przypadku sadomasochizmu jako „preferencji” seksualnej zakłada się, że – przynajmniej teoretycznie - kwestia dotyczy dorosłych, dobrowolnie współdziałających stron. W takiej interpretacji „dobrowolność” jest podstawą wyłącznie zniesienia karalności sadomasochizmu, ponieważ w układzie kat-ofiara nikt nie ponosi „straty”, a obydwie strony „korzystają”, ale w niczym nie może to zmienić kwalifikacji charakteru zjawiska, które w obydwu przypadkach sprowadza się do realizacji skłonności patologicznych w takim znaczeniu, w jakim okrucieństwo jest przejawem psychopatologii.
W przypadku pedofilii w ogóle nie ma mowy o równoprawności stron, ponieważ nie zdarzają się przypadki, aby niedojrzałe seksualnie dziecko podejmowało działania w celu nawiązania kontaktu seksualnego z dorosłym. Jest to więc układ jednokierunkowy, nastawiony wyłącznie na realizację interesu świadomego sprawcy wobec nieświadomego dziecka. To, jakie skutki powoduje pedofilia u dziecka, czy są to skutki negatywne czy pozytywne (a jest to główna linia promocji pedofilii jako zjawiska nie-negatywnego, a nawet pozytywnego dla dziecka) nie ma w istocie żadnego znaczenia, ponieważ celem pedofila nie jest skutek po stronie dziecka, ale zaspokojenie własneg popędu seksualnego. Mimo to od lat 70-tych trwa wyraźna tendencja, żeby łagodzić moralną ocenę i prawną kwalifikację obydwu zjawisk i jeśli do tej pory pedofilia nie została zalegalizowana, to tylko dlatego, że zwolennicy jej legalizacji natrafili na silny jeszcze opór społeczny. W całej sprawie nie jest jednak istotne, jak daleko zaszła liberalizacja w stosunku do tych zjawisk, ale to, kto te zmiany promuje i jaki jest ich ostateczny cel.
W 2008 roku Charles Silverstein, amerykański psycholog i działacz gejowski, napisał na łamach Archives of Sexual Behavior: „Mija w tej chwili 35 lat od usunięcia homoseksualizmu z DSM, co było naszym celem krótkoterminowym. Nasz cel długoterminowy – usunięcie z DSM tego, co nazywane jest perwersją seksualną, zaburzeniem seksualnym czy parafilią, w zależności od wydania, nie został zrealizowany”.
Oznacza to, że celem nie jest nawet weryfikacja zasadności uznania jakiegoś zjawiska za perwersję, zaburzenie, czy parafilię, ale usunięcie z języka w ogóle samych pojęć perwersji, zaburzenia czy parafilii, a więc wykluczenie możliwości pewnej oceny zjawisk.
WSZYSTKO JEST NORMALNE
Podkreślam – nie chodzi tu o konkretną, negatywną lub pozytywną ocenę konkretnego zjawiska, ale o wykluczenie możliwości dokonania jakiejkolwiek oceny jakiegokolwiek zjawiska w jakichkolwiek kategoriach. W grucie rzeczy sprowadza się to do uznania wszystkich zjawisk za równie oczywiste, równie uzasadnione i równoprawne, a to oznacza stopniową likwidację wszelkich norm.
Ten proces rozpoczął się wraz z marszem przez instytucje, a w kwestiach seksualności rozpoczęła go w sposób manifestacyjny wspomniana petycja w sprawie pedofilii elity ówczesnej francuskiej antykultury.

 

APRECJACJA PATOLOGII - FROMM

 

Fromm: Zdrowi są najbardziej chorzy - to oni wymagają leczenia.

 

PROBLEM KADR I ZARZĄDZANIA

Neomarksizm powstał po to, żeby w nowych warunkach zrealizować lewicową wizję systemu społeczno-ekonomicznego (komunizmu), alternatywnego dla istniejącego systemu kapitalistycznego. Szczegółowe kwestie organizacyjne nie interesowały ani filozofów ze szkoły frankfurckiej, ani teoretyków Nowej Lewicy, ani twórców współczesnej antykultury, ponieważ ich wysiłek koncentrował się ma likwidacji systemu starego. Ponieważ hasłem antykultury jest indywidualna wolność, najważniejsze było usuwanie instytucji ograniczających tę wolność. Jednak po klęsce rewolucji kontrkulturowej i rozpadzie Nowej Lewicy pytanie - jak ma funkcjonować system, w którym nie obowiązują ani tradycyjne wartości, ani tradycyjne normy społeczne, ani twardy mechanizm wolnego rynku, powróciło w całej ostrości. Pod koniec lat 60-tych pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu kończące okres powojennego cudu gospodarczego, a kryzys paliwowy 1973 r. ostatecznie rozwiał złudzenia Herberta Marcuse, że dobrobyt w kapitalizmie robi się sam z niczego.
Jednak równie jasne stało się to, że lewica nie jest w stanie przedstawić żadnej konkretnej propozycji nowego systemu i nie jest w stanie stworzyć kadr, które by zapewniły temu systemowi sprawne działanie.
Rozpoczęty przez Rudiego Dutschke marsz przez instytucje musiał doprowadzić do powstania bardzo skomplikowanego i bardzo sprawnego, ale zupełnie niewydajnego systemu pasożytnictwa, wymagającego bardzo skomplikowanego i bardzo sprawnego systemu zarządzania.

 

SYSTEM PASOŻYTNICTWA

System, w którym wyłączony zostaje mechanizm motywujący ludzi do wzmożonego wysiłku i wydajnej pracy, system, w którym przestają działać metody wychowawcze umożliwiające ludziom zdobycie wysokich kwalifikacji w dziedzinach wytwarzających dobra materialne i system, w którym nie obowiązują normy społeczne umożliwiające sprawną organizację zbiorowej pracy jest systemem, który nie jest w stanie wyprodukować dóbr zapewniających wszystkim ludziom dobrobyt.
We współczesnym, cywilizowanym świecie nikt, nawet rewolucjonista, nie chce żyć w nędzy i chce mieć dostęp do dóbr umożliwiających mu realizację własnej wolności. Przy niedoborze dóbr albo wszyscy ludzie żyją w nędzy, albo korzystają z nich tylko nieliczni, korzystając z pracy innych, czyli pasożytując na nich. System niewydolny ekonomicznie musi być więc systemem wyzysku.
Wyzysk budzi sprzeciw i prowadzi do buntu, ale tylko wtedy, gdy wyzyskiwani wiedzą, że są wyzyskiwani i mogą się zorganizować.
Bunt można tłumić siłą, ale potrzebny jest wówczas kosztowny aparat represji. Aparat represji jest lojalny wobec władzy tylko tak długo, jak długo jest opłacany. Może jednak wymówić lojalność wobec władzy i zwrócić się przeciwko niej.
W dawnych czasach bunt przeciwko władzy mógł mieć wyłącznie charakter siłowy. W demokracji bunt przeciwko władzy przybiera najpierw formę odmowy poparcia w wyborach. Pierwszym stopniem zapobiegania buntowi jest więc zapobieganie zmianie korzystnych dla władzy postaw społecznych. W naturalny więc sposób aparatem represji staje się aparat kształtujący postawy społeczne, czyli cieszące się społecznym prestiżem środowiska opiniotwórcze i media.
Wpływ tych środowisk na eksploatowaną społeczność zależy od istniejącego w społeczeństwie sposobu komunikowania się. Jest on najskuteczniejszy, jeśli informacja przepływa między ośrodkiem kształtującym a społeczeństwem i gdy społeczeństwo nie ma możliwości weryfikacji informacji. Podstawowym narzędziem weryfikacji informacji jest oczywiście głęboka wiedza indywidualna, ale również informacja alternatywna dla informacji oficjalnej, nadawanej przez ośrodki kształtowania opinii społecznej. Konieczny jest więc poziomy przepływ informacji między członkami społeczeństwa.
Warunkiem skuteczności nadzoru jest więc likwidacja indywidualnej wiedzy poszczególnych członków społeczeństwa oraz warunków dla poziomnego przepływu informacji. Metodą ograniczania wiedzy jest profilowanie programów edukacyjnych. Metodą likwidacji poziomego przepływu informacji jest atomizacja społeczeństwa i likwidowanie sytuacji, w których kontakt polega na rzeczowej wymianie informacji. Sprzyja temu zdominowanie życia społecznego przez takie zachowania, które wyłączają wymianę informacji i również są organizowane przez osoby kształtujące postawy zbiorowe.
Atomizacja społeczeństwa uniemożliwia również organizowanie oporu w przypadkum gdyby społeczeństwo uznało to za konieczne. Podstawą zorganizowanego oporu jest dowolnie definiowane poczucie wspólnoty. Likwidacja elementów wspólnotowych jest więc warunkiem likwidacji możliwości skutecznego oporu ze strony społeczeństwa.
Idealnym modelem komunikacyjnym jest więc grupa ludzi zwróconych w kierunku przewodnika nadającego informację jednokierunkową, nie mającą ani możliwości podjęcia dyskusji z nadawcą informacji ani wymiany informacji między sobą, a tym bardziej prowadzenia nalizy tych informacji. Grupa ta powinna więc znajdowac się w psychicznym stanie wyłaczającym możliwość takiej racjonalnej analizy informacji.
Najprostszym przykładem takiej grupy jest grupa odprawiająca rytuał pod wodzą szamana. W takim przypadku przynajmniej teoretycznie mogą powstać zakłócenia na linii przepływu informacji i mogą pojawić się przepływy informacji poziomej. Rozwiązaniem idealnym jest grupa fizycznie rozproszona, ale wzrócona w kierunku nadawcy informacji, czyli szamana, ponieważ nie ma w niej w ogóle możliwości przepływu informacji poziomej a tym bardziej powstania związków wspólnotowych. Takim idealnym modelem jest widownia telewizyjna – grupa obó, która nic nie może mówić ani do nadawcy ani do innych słuchaczy i słuchajednoczesnie jednego nadawcy. Teoretycznie widz telewizyjny ma możliwość wyłączenia telewizora, ale nie jest możliwe jednoczesne wyłączenie wszystkich telewizorów (był jeden taki przykład w historii, kiedy Polacy demonstracyjnie wychodzili na spacer w czasie dziennika telewizyjnego). Statystycznie więc biorąc pewna liczba telewizorów jest włączona zawsze, a więc jednostronny przekaz jest nieprzerwany.

 

NADZORCY - SZAMANI

Dobrobyt jest to stan dostatku materialnego, a jego podstawą są dobra materialne, tak więc obietem wyzysku są ludzie produkujący dobra materialne. Produkcja tych dóbr wymaga współcześnie najwyższych kwalifikacji, ponieważ nie ogranicza się do wytwarzania, ale do innowacyjności. Z kolei nadzorowanie społeczeństwa nie pozwala na prowadzenie działalności produkcyjnej i wymaga innych kwalifikacji. Jakkolwiek działalność nieprodukcyjna (intelektualna) może mieć rózny cel i charakter, nadorca jest tym sprawniejszy i tym przydatniejszy, im bardziej wyspecjalizował się w umiejetnościach nadzorowania a nie jakichkolwiek innych. Nadzorca nie jest organizatorem (to sa inne funkcje związane z produkcją), ale nadzorcą.
Jeśli nadzorca nie ma innych kwalifikacji, niż tylko nadzorcze i nie produkje żadnych dóbr, które mogą być przedmiotem wymiany, w całym społeczeństwie zajmuje on pozycję „pasożyta absolutnego”. Im bardziej jest on pozbawiony innych umiejętności, tym pilsniej wykonuje swoje funkcje nadzorcze.

 

ŹRÓDŁA FINANSOWANIA I PERSPEKTYWA WYBUCHU

Objęcie władzy w systemie produkującym dobrobyt, czyli w systemie zmuszającym obywateli do wydajnej pracy, a więc zmuszającym ich do wysiłku jest możliwe właśnie dlatego, że jest on systemem wymagań i że stworzył dobrobyt. W warunkach dobrobytu okupionego ciężką pracą pojawia się „pokoleniowe” zmęczenie wysiłkiem, a jednocześnie zmniejszenie motywującego wpływu nędzy, którą zlikwidował dobrobyt. Wzrastają nastroje konsumpcjonistyczne, maleje motywacja do pracy, bardziej odczuwalne stają się uciążliwości polegające na nieuchronnym ograniczeniu wolności indywidualnej, tym bardziej, im bardziej dobrobyt sprzyja realizacji tej wolności. Tak więc im wyższy jest dobrobyt, tym wieksza podatność na propagandę pasożytniczą. Oczywiście propagandzie tej ulegaja przede wszystkim ludzie, którzy z założenia nastawieni są na pasożytowanie, a takich zawsze i w każdym społeczeństwie jest pewna liczba. To oni stanowią ideologiczny aktyw systemu pasożytnictwa i jego pierwsza kadrę nadzorczą.
Utrzymanie tej kadry jest stosunkowo łatwe, ponieważ system wytworzył znaczne zasoby, które mogą być rozdysponowywane przez pasożytniczy system dystrybucji dóbr.
Skuteczność władzy pasożytniczej zależy od tego, czy i jak długo jest ona w stanie finansować pasożytniczą kadrę nadzorczą kształtująca postawy społeczne, promująca postawy pasożytnicze w całym społeczeństwie i osłabiające możliwość zrozumienia systemu przez społeczeństwo. Ponieważ jednak źródła finansowania systemu pasożytniczego kiedyś wyczerpać się muszą, a demoralizacja i niesprawność systemu musi się pogłębiać, prędzej czy później musi dojść do prostestu, który albo przybierze charakter celowy i zorganizowany, albo żywiołowy i wyłącznie destrukcyjny. Dlatego kadra kształtująca postawy społeczne musi najpierw umożliwić zdobycie władzy, a potem uniemożliwiać organizację oporu, z oporem fizycznym włącznie. Na poziomie społeczeństw służy temu atomizacja społeczeństwa i jego antagonizowanie, na poziomie międzyspołecznym likwidacja wspólnot narodowych oraz suwerennych państw.

 

WŁADZA MNIEJSZOŚCI

System wyzysku pasożytniczego może funkcjonować bardzo krótko lub bardzo długo. Granicę jego trwania wyznacza wyschnięcie źródeł finansowania zewnętrznego i osiągnięcie takiego stopnia niewydolności, że wyzyskiwani pracujący nie są w stanie wyprodukować nawet tej ilości dóbr, jaka jest potrzebna do zapewnienia dobrobytu nadzorcom. Wraz z rosnącą demoralizacją i spadającą wydajnością systemu powieksza się liczba osób wyzyskiwanych, ponieważ coraz większej ilośći nadzorców trzeba zapewnić dobrobyt kosztem coraz większej ilości okradanych pracujących. Z kolei wyzyskiwanych przed buntem powstrzymuje nieświadomość mechanizmu wyzysku i strach przed ekonomiczną nędzą. Ten strach jest tym większy, im mniejsza jest ekonomiczna niezależność ludzi i im słabsze są związki wspólnotowe (jak we wczesnym kapitalizmie nadpodaż siły roboczej). Moment graniczny, w którym musi dojść do wybuchu społecznego oporu można odwlekać bardzo dlugo, a zależy on od tego, czy coraz mniejsza liczba dobrze zaopatrzonych nadzorców jest w stanie sprawoać kontrolę nad coraz większa liczbą wyzyskiwanych pracujących.
Ponieważ mówimy nie o systemie przymusu bezpośredniego, ale o kształtowaniu postaw ludzkich, które formalnie wyrażają się w wolnych wyborach, chodzi to nie o to, jak mniejszość może narzucić swoją wolę większości, ale jak może skłonić większość do uznania własnej woli za za decydującą.

 

KADRY

 

ANTONIO GRAMSCI

Antonio Gramsci był włoskim komunistą, którzy lata 1926-1937 spędził w faszystowskim więzieniu, gdzie dokonał samodzielnej rewizji założeń marksizmu zanotowanej w tzw. Zeszytach Więziennych. Zeszyty te zostały przeszmuglowane po śmierci Gramsciego do Moskwy, skąd na Zachód wróciły po II wojnie światowej i opublikowane zostały dopiero w latach 1948-51. Ich niemieckie tłumaczenie ukazało się w 1967 r. i wpływ Gramsciego na poglądy Rudiego Dutschke i teorię marszu przez instytucje jest niewątpliwy, chociaż bardzo mylnie interpretowany. Teoria Antonio Gramsciego składa się z dwóch części (wątków szczegółowych jest w niej oczywiście więcej) – teorii hegemonii w kulturze i teorii intelektualistów organicznych.

 

TEORIA HEGEMONII W KULTURZE

Gramsci odróżnia pojęcia władzy i panowania. Władzę można zdobyć i sprawować siłą, ale władza trwała opiera się na panowaniu, które jest wyrazem zdominowania wyobraźni poddanych przez kulturę klasy sprawującej władzę. Jeśli władza reprezentuje kulturę, która imponuje poddanym, to kultura ta legitymizuje władzę i czyni niemożliwym opór przeciwko władzy. Dominacja w kulturze zakłada więc, że kultura dominująca zaspokaja duchowe potrzeby i aspiracje poddanych.
Hegemonia kulturowa jest więc rodzajem władzy duchowej – rządu dusz.

 

INTELEKTUALIŚCI ORGANICZNI GRAMSCIEGO

W jednym z esejów z 1930 r. pt. „Intelektualiści i organizowanie kultury” Gramsci stworzył nową definicję „intelektualisty organicznego”, którego zadaniem było kształtowanie nowej rewolucyjnej kultury. Wg Gramsciego status intelektualisty nie wynika z jego cech osobowych, wykształcenia lub etosu, ale z miejsca zajmowanego w strukturze społecznej. Intelektualistą może być więc każdy, kto potrafi wpływać na poglądy i zachowania grupy (np. brygadzista w fabryce), o ile odkryje w sobie tę świadomości i zajmie odpowiednie miejsce w społecznej strukturze.
Jednak w każdym społeczeństwie „katedry” intelektualistów są obsadzone przez jego własnych intelektualistów i zajęcie ich miejsca nie jest proste. Właśnie dlatego marsz przez instytucje musi trwać długo, ponieważ obejmuje nie tylko wykształcenie własnych kadr, ale i ich obsadzenie na społecznie wpływowych pozycjach.

 

NIEPOROZUMIENIA WOKÓŁ TEORII GRAMSCIEGO

 

INTELEKTUALIŚCI-SZAMANI

 

NEOSZAMANIZM CASTANEDY I HARNERA

Carlos Castaneda (1925-1998) był Peruwiańczykiem. W 1957 r. otrzymal obywatelstwo amerykańskie i studiował na Uniewrsytecie w Los Angeles. Jeszcze w czasach studenckich rozpoczął badania indiańskiego plemienia Yaqui, gdzie podobno poznał szamana Juana Matusa, który wprowadził go w arkana wiedzy szamańskiej. Castaneda poznał techniki i tyruały szmańskie, intensywnie eksperymentował również z miejscowymi narkotytalmi roślinnymi.
Swoje doświadczenia opisał w kilku książkach wydawanych od 1968 r., czyli w okresie hipisowskiej rewolucji narkotykowej i rozwoju alternatywnych religii neopogańskich zdobywając ogromną popularność. Jego książki spotkały się z dwuznacznym przyjęciem w środowisku naukowym ze względu na bezpośrednie zaangażowanie w procesy będące przedmiotem badań (co jest sprzeczne z metodyką naukową) oraz mało precyzyjny, literacki język. Jednak dla wielu, szczególnie mlodych ludzi jego teorie stały się wykładem swoistej filozofii życiowej. W warstwie merytorycznej szamańskie nauki Castanedy są połączeniem teozofii i zen przeniesionym w bajkowy świat Pocahontas i rozbarwionym psychodelicznymi wizjami, ale uwiarygodnionym faktem, że Indianie Yaqui rzeczywiście istnieli, a więc mogli być przemiotem badań antropologicznych. Obecnie twórczość Castanedy traktowana jest jako dział literatury, a nie antropologii, co niemniejsza jego wpływu na społeczną wyobraźnię. Tym bardziej, że jest w niej mowa i o świadomości i o postrzeganiu i o wolności i o zniewoleniu świadomości, o technikach czarowniczych i o poszerzaniu świadomoścu pod wpływem narkotyków – jednym słowem cała kontrkulturowa galanteria filozoficzna.
Castaneda stosuje bardzo skuteczną technikę literacką – rozpoczyna jako uczeń swego mistrza-szamana (tytuł pierwszej książki: „Nauki Don Juana – droga do wiedzy”) zadając naiwne pytania i otrzymując dwuznaczne odpowiedzi, na podstawie których dojrzewa zdobywając w kolejnych książkach kolejne stopnie wiedzy. W ten sposób staje się współtowarzyszem w drodze ku wiedzy swoich czytelników, ale i jednoczesnie ich szamanem. Zgodnie z duchem czasu ta głeboka wiedza nic nie kosztuje, ale daje nadzieję i ukojenie w opresyjnym świecie kapitalizmu.

W bardzo podobnym duchu i na tym samym terenie tworzył amerykański antropolog i szaman Michael Harner (ur. 1929). Harner badał kultury plemion Jivaro w Ekwadorze i Ucayali w Peru i tam został wprowadzony w techniki szmańskie i tradycyjna wiedze medyczną. Pierwszą książkę pt. „Jivaro – lud świętych wodospadów” wydał w 1972 r. Również Harnr eksperymentował z naturalnymi narkotykami i swoje doświadczenia przedstawił w zbiorze pt. „Halucyogeny i szamanizm”. Michael Harner uchodzi za prekursora współczesnego neoszamanizmu. Jego zasady wyłożył Harner w książce z 1980 r. „Droga szamana ku władzy i uzdrawianiu”.

Szaman to centralna postać wspólnoty wchodząca w ekstatycznym transie w kontakt ze światem duchów, mająca dostęp do wiedzy tajemnej, zdolności uzdrawiania i czarodziejską moc. Jest on/ona więc pośrednikiem między światem duchów a wspólnotą. Szamanizm właściwie nie jest religią, ale sposobem organizacji życia rytualnego wspólnoty i jego elementy występują w wielu religiach rozumianych jako system wierzeń. Najistotniejszy jest w nim schemat, w którym dostęp do głębszych pokładów wiedzy ma szaman przekazujący te wiedzę, albo spożytkowujący ją dla dobra wspólnoty. Ponieważ wspólnota nie ma wiedzy, która dysponuje szmana, zaufanie do szamana mausi opierac się na innych podstawach, niż jej weryfikacja. Szaman wie i to wystarczy.

 

INTELEKTUALIŚCI – SZAMANI

Mówiąc szczerze, poza wyjątkowymi sytuacjami, gdy kierownik grupy musi posiadać ściśle określone i weryfikowane w działaniu kwalifikacje techniczne, we wszystkich innych przypadkach rzeczywiste przywództwo (a nie formalna hierarchia) opiera się na zaufaniu. Takim zaufaniem cieszy się i kapłan każdej religii i profesor uniwersytecki i tzw. autorytety moralne i zaufanie to musi być tym wieksze, im publiczność ma mniejsze możliwości weryfikacji kwalifikacji przywódcy. W zdecydowanej większości przypadków publiczność nie ma żadnych możliwości takiej weryfikacji, chociaż np. w przypadku nauk ścisłych można założyć, że weryfikatorem jest samo środowisko dzięki istniejącej w nim rywalizacji i konkurencji. Gorzej jest w przypadku nauk humanistycznych i społecznych, gdzie różnice w poglądach są sprawą oczywistą, ale obiektywnie ustalone fakty, na podstawie których te poglądy powstawały nie są publiczności dostępne.
O ile w kwestiach wiary zaufanie do autorytetu zawiera się w definicji wiary, to we wszystkich kwestiach będących domeną nauki potencjalnym weryfikatorem stanowisk powinna być wiedza publiczności i umiejętność krytycznego myślenia (krytycznego w kategoriach kartezjańskich). Im mniejsza jest wiedza publiczności, tym większy element szamanizmu w uzasadnieniu społecznej roli autorytetów i tym bliższa jest rola intelektualisty roli szamana.

 

JOSEPH BEUYS I KULT NIEKOMPETENCJI

Laboratoryjnym przykładem sposobu tworzenia nowej kadry antykultury jest działalność niemieckiego rzeźbiarza, pedagoga, reformatora i performera Josepha Beuysa (1921-1986).
Beuys był jednym z twórców rozwijającego się w latach 60-tych ruchu Fluxus, będącego re-coverem dadaizmu. Pokoleniowo był rówieśnikiem „beat-generation” i w okresie studenckiej rewolty należał do jej „intelektualistów”. W 1946 r. rozpoczął studia w Akademii Sztuki w Dusseldorfie, a od 1951 r. fascynował się antropozofią Rudolfa Steinera, szczególnie jego pracą „Główne zagadnienia problematyki społecznej”, która zainspirowała jego ideę plastyki społecznej. W 1961 r. Beuys objął katedrę rzeźby monumentalnej w Akademii Sztuki w Dusseldorfie. Od 1966 r. organizował na terenie akademii regularne dyskusje ze studentami, podczas których szczególny nacisk kładł na kwestie teorii i poszerzenia pojęcia sztuki, oraz konieczności przewartościowania tradycyjnych pojęć.
Już w 1970 r. (a więc na początku marszu przez instytucje) Beuys zorganizował performance pt. Celtic+, odwołujący się do chrześcijańskiej obrzędowości z rytuałem chrztu i symbolicznym obmywaniem stóp publiczności włącznie. Swoje wystąpienia Beuys tłumaczył tak: „Z jednej strony w jestem zimnym, racjonalnym analitykiem, ale w działaniu uosabiam syntetyczną egzystencję szamana. Chodzi o to, żeby skłonić ludzi bardziej do stawiania pytań, niż do tworzenia kompletnej i doskonałej struktury”. Jest to więc dokładnie cel teorii krytycznej przeniesiony w sferę działalności artystycznej.
W 1971 r. Joseph Beuys poinformował współpracowników Akademii Sztuki w Dusseldorfie, że przyjmie do swojej pracowni wszystkich kandydatów odrzuconych przez innych wykładowców. Uważał, że jeśli ktoś chce być artystą, nie może być powstrzymywany przez jakiekolwiek przepisy i sprawdziany. Z 232 kandydatów odrzucono 142 i Beuys przekazał prasie list otwarty do rektora uczelni zawiadamiający o przyjęciu odrzuconych do pracowni liczącej w sumie 400 osób. Gdy rektor odmówił zgody na ich immatrykulację, Beuys wraz z 17 studentami rozpoczął okupację sekretariatu akademii, po której odrzuceni kandydaci zostali przyjęci na studia w drodze wyjątku. Kiedy sytuacja powtórzyła się w 1972 r. i rozpoczęto kolejną okupację rektoratu, Minister (Johannes Rau) zwolnił Beyusa z pracy. Reakcją były listy protestacyjne intelektualistów i artystów (Heinrich Böll, Peter Handke, Uwe Johnson, Martin Walser, Jim Dine, David Hockney, Gerhard Richter, Günther Uecker). W wyniku medialnej nagonki minister przyznał Beuysowi w 1974 r. profesurę w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Hamburgu.

 

TEORIA PLASTYKI SPOŁECZNEJ

W 1973 r. Beuys ogłosił swoją teorię plastyki społecznej: „Organizm społeczny jest dziełem sztuki. Każdy jest artystą, który wpływa swoim rozumieniem wolności na kształt totalnego dzieła sztuki, jakim jest przyszły porządek społeczny”.
Utożsamienie działalności artystycznej z działalnością społeczno-polityczną nie było przypadkowe, ponieważ Beuys już w 1967 r. przedstawił program i cel nowej Unii Europejskiej. Otóż w niemieckim rejestrze stowarzyszeń zarejestrowano wówczas (z Beuysem jako przewodniczącym) Niemiecką Partię Studentów (DSP). W programie partii proklamowano: „absolutne rozbrojenie, zjednoczenie Europy, samorząd autonomicznych regionów w zakresie prawa, kultury i gospodarki, wypracowanie nowych form wychowania, nauki i badań”.
Koncepcja społeczeństwa jako surowca podlegającego formowaniu przez artystę operującego nie warsztatem, ale pojęciami, przez artystę, który nie marnuje czasu na malowanie, rzeźbienie, ale całymi dniami dyskutuje, wypracowując „nowe formy wychowania, nauki i badań” nie była w zasadzie nowa, bo skutecznie realizowali ją już konceptualiści, ale robili to w ramach awangardy, która mimo hałaśliwości i poparcia mediów, w dalszym ciągu pozostawała marginesem życia kulturalnego. Eksperyment Beuysa, któremu już w 1971 roku, przez okupację budynku poważnej uczelni udało się zmusić ministra nauki wielkiego kraju do przyjęcia na studia artystyczne kandydatów, którzy nie mieli elementarnych uzdolnień plastycznych był przełomem. Oznaczał on, że droga do społecznej roli artysty jest otwarta absolutnie dla każdego.
Jak powiedział Antonio Gramsci – każdy jest intelektualistą.

 

DLACZEGO WŁAŚNIE SZTUKA

Gdyby profesor wydziału chemii, fizyki, matematyki itp. spróbował zmusić uczelnię do przyjęcia na studia wszystkich kandydatów, którzy oblali egzamin wstępny, sam by się ośmieszył, a jego wybrańcy polegliby prawdopodobnie na pierwszym kolokwium z tabliczki mnożenia. Nawet gdyby użył wszystkich wpływów, żeby przepchnąć ich przez studia i wręczyć im dyplomy, tak wykształceni fachowcy prawdopodobnie nie znaleźliby pracy, a gdyby ją znaleźli, szybko by ją stracili. Jedyną szansą dla takich ludzi byłby system, w którym specjalnie dla nich stworzonoby szereg dobrze płatnych stanowisk i płacono im za nierobienie szkód. Byłby to jednak system dla pasożytów, a ich pasożytnictwo byłoby czytelne na pierwszy rzut oka. Nawet, jeśli granice matematyki wyższej ulegają poszerzeniu, to nie ma takiej dziedziny matematyki, która przeczyłaby prawdziwości zdania 2+2=4. Podobnie, jak teoria względności nie przeczy mechanice newtonowskiej, chociaż poszerza obszar dostępny fizyce.
W przypadku sztuki jest inaczej. Sztuka zawsze kształtowała ludzkie postawy, ale nie odwoływała się do rozumu, ale do emocji, a artyści zyskali społeczny prestiż nie dlatego, że byli wybitnymi myślicielami, ale że dokonywali rzeczy dla innych nieosiągalne. O prestiżu artysty decydował warsztat i jego dzieło, a samo dzieło oddziaływało na publiczność przez to, że było wynikiem maestrii.
Marsz przez instytucje najwcześniej rozpoczął się w dziedzinie sztuki, ponieważ tam najłatwiejsze było zajęcie przez ideologicznych propagandystów miejsca artystów i przejęcie ich społecznego prestiżu. Wiele jednak czasu zajęło, zanim warsztat został ze sztuki wyeliminowany całkowicie. Definitywnie zerwał z warsztatem konceptualizm, ale sztuka konceptualistyczna poza pierwsza fazą eksperymentów pozostała w pustych galeriach bez publiczności. Nowy typ artysty-szamana wymagał stworzenia nowej formuły działalności artystycznej i tą przedstawił akcjonizm, którego głownym teoretykiem stał się właśnie Joseph Beuys.
Artysta-akcjonista jako organizator szamańskiego rytuału wspólnoty pierwotnej, posiadający wiedzę tajemną i zdolność leczenia chorych dusz.

 

REPRODUKCJA NIEFACHOWOŚCI

Całkowite zerwanie związku sztuki z warsztatem jako weryfikatorem kompetencji, zastąpienie twórczości spekulacją stworzyło schemat kreowania nowej kategorii intelektualistów-szamanów celebrujących rytuał „krytycznego dyskursu”.
Marsz przez instytucje miał jednak dwa skutki ważniejsze w dłuższej perspektywie.
Po pierwsze rozwiązywał problem finansowania antykultury. Wejście aktywistów antykultury do różnego typu instytucji dysponujących najczęściej publicznymi środkami finansowymi umożliwiał im stopniowe przekształcanie programu tych instytucji w taki sposób, żeby realizowały ich cele za publiczne pieniądze.
Po drugie – i najważniejsze - uruchamiał mechanizm samoreprodukcji kadr antykultury. Mechanizm ten jest prosty i niezawodny.
Jeśli np. wyprodukowani przez Josepha Beuysa w połowie lat 70-tych „społeczni plastycy” nauczyli się krytycznie dyskutować, ale nie nauczyli się rysować, malować i rzeźbić, to po 10-15 latach część z nich pozostająca na uczelniach początkowo na stanowiskach asystentów z czasem musiała objąć stanowiska profesorów i – podobnie jak profesor Joseph Beyus - produkować następne pokolenie artystów-szamanów. Z jedną jednak różnicą – o ile Beuys potrafił jeszcze rzeźbić, ponieważ nauczono go tego w szkole, a umiejętność tę zarzucił z przyczyn ideologicznych, to wyprodukowani przez niego szamani już rzeźbić ani malować nie potrafili, a więc od swoich wychowanków nie mogli egzekwować umiejętności, których sami nie posiedli. Reprodukcja niefachowości w kolejnym pokoleniu nie była już kwestią postawy, ale nieuctwa.
I w tym momencie pojawia się tzw. proza życia, bo w podobnej sytuacji znalazły się wkrótce całe rzesze dyplomowanych intelektualistów w coraz to nowych dziedzinach, np. w nowej dziedzinie nazywanej gender studies, które nie tylko pasjonowały się swymi specjalnościami, ale na zdobytym statusie opierały całkiem niezłą egzystencję swoją i swoich rodzin, a przede wszystkim rzecz, którejnie da się kupic za żadne pieniądze – społeczny prestiż wynikający z faktu, że w społeczeństwie wychowanym w kulturze fakt posiadania dyplomu wyższej uczelni czyni wiarygodnym zaświadczone dyplomem kwalifikacje.
Co może zrobić ze swoimi poglądami specjalista od genderologii, jeśliby okazało się, że cała ta ideologia jest wyssaną z palca bzdurą (a że jest można przeczytać na stronie xxx)? Specjalista od genderologii będzie bronił jej słuszności jak Ordon swojej reduty.

 

EKONOMIKA PRODUKCJI SZAMANÓW-NADZORCÓW

W systemie społecznego nadzoru ważną rolę odgrywa lojalność nadzorców wobec władzy. Człowiek o wybitnym dorobku i znacznym prestiżu społecznym może wprawdzie z różnych względów zająć takie, a nie inne stanowisko, ale równie łatwo może je zmienić jeśli będzie to wynikało z jego własnych przekonań i jego pozycja na tym nie ucierpi. Poza tym ludzi o wybitnym dorobku i znacznym prestiżu społecznym jest z natury niewielu, ich produkcja kosztowna i długotrwała, a ich oddziaływanie ograniczone, ponieważ ich wybitny dorobek potrafi docenić nieiwlka część publiczności.
O wiele racjonalniejsza jest produkcja dużej ilości intelektualistów miernych w specjalnościach o wątpliwym prestiżu, rozmytych kryteriach i niskich wymaganiach merytorycznych. Ma to tę zaletę, że intelektualiści o niewielkiej wiedzy, dorobku i prestiżu, opierający swój byt na dyspozycyjności i niezbyt szerokim oddziaływaniu na niewielkie grupy jeszcze gorzej wykształconej publiczności szybko znajdują się w sytuacji, gdy nie mogą sobie pozwolić na nielojalność wobec władzy. Są łatwo wymienialni. Z kolei masowa produkcja takich szamanów wyklucza ich produkcję w dziedzinach z definicji stawiających jednak jakieś wymagania. Dlatego najłatwiej jest produkować nowych intelektualistów w dziedzinach wymyślonych całkiem od nowa, albo w dziedzinach, w których w dawnych, niesłusznych czasach najwyższym stopniem kwalifikacji był dyplom szkoły zawodowej.
Jeśli każdy jest potencjalnym intelektualistą, to albo każdy, albo nie każdy. A jeśli nie każdy, to czy przypadkiem nie jest to przejaw dyskryminacji?

 

DOMINACJA MNIEJSZOŚCI

 

TOLERANCJA REPRESYWNA

„Tolerancja represywna” to jeden z najmniej znanych, a najważniejszych tekstów Herberta Marcuse. Napisany został w 1965 r., rok po publikacji „Człowieka jednowymiarowego”, w którym Marcuse wezwał młodzież do Wielkiej Odmowy. Tekst zawiera uzasadnienie moralnego prawa postępowej (czyli lewicowej) mniejszości do eksterminacji reakcyjnej (czyli konserwatywnej), a także po raz pierwszy chyba sformułowaną definicję „prawdy dyskursywnej”. Prawda nie jest wg Marcusego obiektywnym opisem rzeczywistości, ale „stanowiskiem” wypracowanym w trybie nieustannej „dyskusji ludu” rozumianego jako indywidua i uczestnicy różych organizacji społecznych i politycznych. Jednak – wbrew pozorom - wynikiem tej dyskusji nie może być „kompromis” dowolnych stanowisk, ponieważ zasada tolerancji represywnej wyklucza tolerancję dla stanowisk reakcyjnych (czyli konserwatywnych), a toleruje jedynie różne odmiany stanowiska postępowego. Jednym słowem „prawda” uzgadniana jest w ramach wewnętrznej dyskusji postępowej lewicy.
Ponieważ w latach 60-tych okazało się, że postępowa lewica stanowi zdecydowaną mniejszość, a Marcuse nie powiedział wyraźnie, w jaki sposób ta mniejszość miałaby zmusić większość do posłuszeństwa, „Tolerancja represywna” stała się dla bardziej krewkich postępowców impulsem dla terroryzmu lat 70-tych. Terroryzm nie miał jednak szans powodzenia w mieszczańskim społeczeństwie i np. w Niemczech został stłumiony w 1977 r. po zamordowaniu porwanego wcześniej Hansa Martina Schleyera i uprowadzeniu samolotu Lufthansy „Landshut”.
Zupełnie inaczej przystosowano teorię tolerancji represywnej dopotrzeb marszu przez instytucje.

 

TEORIA KONWERSJI SERGE MOSCOVICI

w 1975 r. rumuński marksista Serge Moscovici (dawny współpracownik lettrysty Isidore Isou i współwydawca jego półpornograficznego pisma literackiego) założył w Paryżu Europejskie Laboratorium Psychologii Społecznej, a w 1976 r. opublikował teorię konwersji wpływu, umożliwiającej dobrze zorganizowanym mniejszościom modyfikowanie postaw większości.
Podstawą teorii jest zaobserwowana cecha większości, w których interes grupowy jest słabiej związany z interesem indywidualnym jej członków i które mają skłonność do poszukiwania konsensusu i unikania rozbijających je konfliktów. Działająca w ramach większej grupy, ale dobrze zorganizowana mniejszość może, stosując odpowiednie techniki negocjacyjne, doprowadzić do zmiany postaw większości zgodnie z własnym interesem.
Teoria Moscovici opierała się na spostrzeżeniu, że większość najważniejszych ruchów społecznych inicjowały jednostki lub niewielkie, zdeterminowane grupy przekonane o słuszności własnych racji (np. chrześcijaństwo), oraz na teorii francuskiego psychologa społecznego Gabriela Tarde (1843-1904), zgodnie z którą psychika społeczna nie istnieje jako zjawisko samodzielne, ale jest wypadkową przeżyć indywidualnych i ludzkich interakcji. Bezpośrednim wzorcem doświadczeń Moscovici stał się przeprowadzony w 1955 r. eksperyment amerykańskiego psychologa Solomona Asha (1907-1996) badającego zachowania przystosowawcze człowieka. Z eksperymentu wynikało, że ten sam fakt oceniany jest podobnie przez wiele izolowanych osób (np. ten sam kolor nazywany jest przez różne osoby identycznie), ale jeśli ocena dokonywana jest w obecności innych osób reprezentujących wyraźnie odmienne stanowisko, to część osób ma skłonność do rewizji, a nawet zmiany swojej stanowiska. Moscovici analizował i uporządkował zasady rządzące opisanym zjawiskiem tworząc właśnie teorię konwersji wpływu mniejszości, która działa w praktyce, ale której mechanizm nie jest do końca jasny.

 

JAK MNIEJSZOŚĆ WPŁYWA NA WIĘKSZOŚĆ

Istnieją dwa prawdopodobne wyjaśnienia wpływu mniejszości na stanowisko większości. Jedno mówi, że pojawienie się odmiennego i zdecydowanie wyrażanego stanowiska w większej grupie tworzy konflikt grożący rozbiciem tej grupy, a ponieważ przynależność do grupy daje poczucie bezpieczeństwa, jej członkowie mają skłonność do podejmowania działań sprzyjających zażegnaniu konfliktu. Odruchowym działaniem jest więc rewizja własnego stanowiska każdego z reprezentantów stanowiska większości. Ponieważ wspólne stanowisko większości jest zwykle wynikiem kompromisu stanowisk jej uczestników, im wieksza grupa, tym luźniejszy jest związek między tym wspólnym stanowiskiem a indywidualnymi stanowiskami, które zostały „uśrednione” w wyniku kompromisu. Związek ten jest zdecydowanie silniejszy w przypadku stanowiska mniejszości, a szczególnie jednostek, które są gotowe bronić go ze szczególną determinacją, jeśli działają świadomie w celu rozbicia spójności większości. Ta nierównowaga w bezpośrednim zaangażowaniu w obrone stanowisk większości i mniejszości daje przewagę mniejszości i skłania większość do rrewicji swojego stanowiska, a nawet do jego zmiany, jeśli grozi to otwartym konfliktem i rozpadem grupy.
Drugie wyjaśnienie opiera się na analizie charakteru stanowiska większości, które, szczególnie w przypadku np. powszechnego przestrzegania norm społecznych nie jest wynikiem racjonalnej analizy tych norm, ale np. wychowania, czyli nawyku. Precyzyjne uzasadnienie każdej normy społecznej jest trudne albo zupełnie niemożliwe, ponieważ wchodzą tu w grę zarówno elementy racjonalne jak i kompletnie pozaracjonalne. Jaki można przytoczyć racjonalny argument za tym, że nie należny np. wsadzać narodowej flagi w psią kupę czy bezcześcić symboli religijnych, jeśli czynności takie mogą być dla kogoś jedynymi wyobrażalnymi formami realizacji wolności, a w domu ani w szkole nie nauczono go szacunku dla cudzej wrażliwości, a nawet przekonywano, że sa to symbole faszyzmu i ksenofobii. Takich racjonalnych argumentów po prostu nie ma, natomiast argument, że zakaz tych czynności ogranicza czyjąś wolność jest bardzo przekonywający, bo każdy zakaz z definicji ogranicza.
Oznacza to, że jeśli akceptowana przez większość norma społeczna zostanie zakwestionowana przez zdeterminowaną mniejszość, a naturalna reakcja powoduje refleksję większości zmierzającą do weryfikacji własnego stanowiska,to skutkiem tej refleksji będzie wniosek, że racjonalnego uzasadnienia dla przestrzeganej normy nie ma, a w każdym razie większość ludzi takiego uzasadnienia nie jest w stanie sformułować. Wynik dyskusji między zwolennikami przestrzegania normy społecznej, a jej przeciwnikami jest z góry przesądzony, ponieważ z jednej strony mogą pojawić się mgliste uzasadnienia moralne, z drugiej zaś prędzej czy później pojawi się argument rozstrzygający – „faszyści!”.

 

STYGMATYZACJA PRZECIWNIKA

Okolicznością znacznie zwiększającą skuteczność działania zdeterminowanej mniejszości jest stygmatyzacja przeciwnika umożliwiająca zepchnięcie go od razu na pozycje defensywne. To właśnie temu celowi służyła „Osobowość autorytarna” i przedstawiona w niej „skala-F” służąca mierzeniu zawartości faszyzmu w konserwatyzmie, a także odkrywcza interpretacja pojęć choroby i zdrowia dokonana przez Ericha Froma.

 

PROWOKOWANIE NIETOLERANCJI

Teoria tolerancji represywnej, jak i cała teoria krytyczna, opiera się na założeniu, że rzeczywistość społeczna jest genetycznie niesprawiedliwa, ponieważ jej instytucje służą dominacji, a dominacja umożliwia wszelkie formy zniewolenia i eksploatacji. Paradoksem współczesności jest to, że im bardziej poszerza się przestrzeń wolności, im większa jest tolerancja dla odmienności i im bardziej milknie zastraszona większość, tym silniejszy jest krzyk zniewolonych mniejszości. Przypomnę pewien przykład.
Kilka lat temu w Warszawie jakiś obywatel przebrał się za pszczółkę Maję i biegał w uciesznych podskokach wzdłuż idącej spokojnie Krakowskim Przedmieściem procesji z okazji Bożego Ciała. Happenig był filmowany przez różne telewizje, ale – o dziwo – nie doszło do żadnych ekscesów. Czy obywatel ów reprezentował jakieś uciskane mniejszości – nie wiadomo, wiadomo natomiast, że w najbardziej nawet liberalnych kategoriach był to zwykły cham, który zasługiwał na to, żeby (nie uczestnicy procesji, ale…) policja potraktowała go jakimś środkiem uspokajającym, usunęła z części przestrzeni publicznej wykorzystywanej akurat zgodie z prawem przez wspólnote religijną, a następnie sąd wlepił mu dojmującą grzywnę za obrażanie uczuć spokojnie świętujących ludzi. Niestety, policja nie zareagowała, nie zareagował również nikt z uczestników procesji, skaczącay obywatel nie mógł więc wznieść rozdzierającego okrzyku „faszyści” i telewizje odjechały rozczarowane.
Stygmatyzacja teoretyczna nie jest tak skuteczna, jak bezpośredni dowód ucisku, a przedstawienie takiego dowodu jest najłatwiejsze, jeśli świadomie przekracza się społeczne normy, prowokując nieuchronną reakcję. Dlatego prowokacja dokonywana w najczulszych sferach ludzkiej wrażliwości i obliczona na wywołanie zdecydowanego oporu jest jedną podstawowych metod „ustawiania przeciwnika pod ścianą”.

 

MEDIA I SPIRALA MILCZENIA

W 1980 r. niemiecka specjalistka od demoskopii Elisabeth Noelle-Neumann (1916-2010 - NS) opublikowała teorię „spirali milczenia”.
Zgodnie z tą teorią ludzie mają większą gotowość do publicznej prezentacji i obrony swojego stanowiska jeśli są przekonani, że jest to stanowisko większości, w przeciwnym razie, wolą zachować milczenie. Przyczyną jest obawa przez społeczną izolacją. Istotne jest jednak to, że podstawą takich zachowań nie jest rzeczywiste stanowisko większości, ale indywidualne wyobrażenie o dominujących preferencjach. Jeśli w jakikolwiek sposób uda się doprowadzić w zbiorowości do przekonania, że jakieś stanowisko jest mniejszościowe, jego zwolennicy milkną, zaprzestają wyrażać swoje stanowisko (które wcale nie musiało być mniejszościowe), a tym samym stanowisko to staje się rzeczywiście mniejszościowe, przynajmniej pod względem liczby jego aktywnych reprezentantów. Tak działająca spirala milczenia powoduje powstanie tzw. milczącej większości.

 

SONDAŻE

Jedynym celem i najbrutalniejszą metodą tworzenia milczącej większości jest publikacja tzw. sondaży. Podkreślam – publikacja sondaży, a nie ich robienie. O ile bowiem robienie sondaży ma na celu zebranie informacji o społecznych preferencjach, to ich publikacja nie ma żadnego innego celu niż manipulacja.
Wynika to z prostego faktu, że każdy człowiek powinien wyrabiać sobie stanowisko w sprawie na podstawie rzetelnej oceny faktów mających związek ze sprawą. To, czy stanowisko to jest zgodne czy niezgodne ze stanowiskiem innych ludzi nie ma żadnego znaczenia dla jego merytorycznego uzasadnienia. Uzyskanie psychologicznego potwierdzenia przez sondaż stanowiska merytorycznie uzasadnionego w niczym nie zwiększa tego uzasadnienia, natomiast stwierdzenie, że jeto ono niezgodne ze stanowiskiem większości sprzyja tylko jego zmianie (co jest merytorycznie nieuzasadnione) lub powiększeniu milczącej większości.

 

MEDIA

Wytworzeniu (dogodnego) przekonania o rozkładzie społecznych preferencji w jakiejkolwiek sprawie sprzyja atomizacja społeczeństwa (ponieważ nie wymienia ono między sobą informacji o swoich rzeczywistych stanowiskach) oraz „kanalizacja” przepływu informacji przez media. Dlatego w marszu przez instytucje opanowanie kluczowych stanowisk w mediach było jednym z najważniejszych celów. Roli mediów w socjotechnice nie da się przecenić nie dlatego, że gwarantują one monopol na treść informacji, ale dlatego, że w odbiorze informacji medialnej działa tzw. efekt trzeciej osoby.
THIRD-PERSON-EFFEKT
Efekt trzeciej osoby (Third-Erson-Effect) po raz pierwszy opisał w 1983 r. amerykański socjolog W. Phillips Davison. Polega on na przekonaniu, że media wpływają silniej na innych ludzi niż na nas samych, co powoduje, że siła ich oddziaływania na nas nie wynika tylko z ich treści, ale z efektu wzmacniającego, który jest w rzeczywistości złudzeniem. Prawdopodobnie u podstaw tego - potwierdzonego badaniami - efektu leży podświadome wyobrażenie tej niewidocznej i nieokreślonej, „trzeciej” publiczności jako „większości”.

 

KTO KOGO BRONI

Historia mniejszości seksualnych jest oczywiście stara jak świat i nie będę tutaj zajmował się kwestią, czy Aleksander Macedoński, Leonardo da Vinci i Allen Ginsberg byli homoseksualistami. Jak każda mniejszość, homoseksualiści byli traktowani jak mniejszość (czyli marginalizowani przez większość) i podejmowali działania dla poszerzenia możliwości realizacji swoich preferencji. Nie ma w tym nic dziwnego. To, że niemal całą czołówkę beat-generation tworzyli homoseksualiści, że ich „zajęcia grupowe” homoseksualista Andy Warhol filmował na tapczanie w swojej Factory („Couch”, 1964) i że grupy te broniły swoich praw jest rzeczą oczywistą (chociaż akurat w przypadku homoseksualistów należących do artystycznych elit trudno byłoby wskazać przykłady dyskryminacji). Jednak zgodnie z logiką, działania w obronie praw mniejszości seksualnych podejmowały zwykle same mniejszości seksualne. Czasami te działania przybierały bardzo radykalny charakter. Przykładem mogą być słynne zamieszki, jakie wybuchły w 1969 r. w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village (centrum ruchu nazywanego New York School). Przyczyną dwudniowych rozruchów była brutalna interwencja policji w klubie homoseksualistów Stonewall Inn. I zapewne brutalności tej nie usprawiedliwia fakt, że kluby takie były na ogół miejscem handlu narkotykami i rzadko zajmowano się w nich czytaniem lektur szkolnych. W ich wyniku powstał Gay Liberation Front, który dał początek ruchowi LGBT (lesbian, gay, bisexual, transgender).
Nawet pobieżne przejrzenie dokumentacji wskazuje na to, że w następnych latach środowiska homoseksualne tworzyły bardzo mocne lobby operujące w mediach, środowisku akademickim i artystycznym. Lista wybitnych, homoseksualnych osobistości życia publicznego jest długa i nic nie wskazuje na to, żeby ich preferencje seksualne były przeszkodą w społecznym awansie, a tworzenie się w wielu ośrodkach wyraźnych skupisk wskazują raczej na zależność odwrotną. Dzięki dobrze zorganizowanej działalności i wpływom w opiniotwórczych mediach homoseksualistom udało się zresztą skutecznie doprowadzić do uchylenia przepisów, które można traktować jako dyskryminujące. Np. w Izraelu w 1975 r. powstało Towarzystwo Obrony Praw Człowieka, w 1988 r. Kneset uchylił karalność stosunków homoseksualnych, w 1992 r. zniesiono ograniczenia praw wykonywania niektórych zawodów, w 1993 r. zezwolono na wstępowanie homoseksualistów do armii, a w 2003 r. Kneset uchwalił dodatkowe ulgi podatkowe dla par homoseksualnych, co raczej nie świadczy o „obronie praw”, ale o tworzeniu przywilejów dla mniejszości.
W samym środowisku LGBT nie było i nie ma jednomyślności co do celów ruchu. Na tym tle doszło Niemczech w 1973 r. do rozłamu wywołanego tzw. „sporem o cioty” (ciota to popularne rowie w środowisku homoseksualistów określenie osoby szczególnie afektowanej, demonstrującej swoją kobiecość). Jego powodem był udział w zorganizowanej przez zachodnioberlińską Akcje Homoseksualną paradzie, w której wzięło udział 700 przebranych w sukienki homoseksualistów z Francji i Włoch. Ta demonstracja „kobiecości” wywołała spór między integracjonistycznie nastawionymi, ortodoksyjnymi marksistami, a radykalnymi feministami o cel dalszych działań. Na czym polegała różnica. Otóż celem „homoseksualnych marksistów” była integracja ruchu homoseksualistów z ruchem robotniczym, polegająca na – z jednej strony - budowaniu sympatii proletariatu dla zachowań homoseksualnych, z drugiej zaś na budowaniu u homoseksualistów świadomości przynależności do większościowej klasy ekonomicznie eksploatowanego proletariatu. Natomiast odłam radykalnych feministów zmierzał do podkreślania odmienności przez demonstracyjne manifestowanie symboli przypisywanych płciom (sukienka, egzaltowana kobiecość) w celu ułatwienia mężczyznom identyfikacji ich ukrytego homoseksualizmu.
Taktyka radykalnych feministów (w tym pojęcie to nie ma znaczenia walki o prawa kobiet, ale chaos terminologiczny jest obecnie wszechpanujący) zmierzała więc nie do łagodzenia konfliktu między ich środowiskiem a środowiskiem tradycyjnej większości, ale podkreślanie ich odmienności i budowanie poczucia zniewolenia i upośledzenia.
Opisana różnica miała ogromne znaczenie dla dalszej historii antykultury, ponieważ decyduje ona o przydatności środowisk homoseksualnych jako kolejnego proletariatu, o którego prawa mógł się upomnieć jak zawsze wrażliwy na krzywdę społeczną neo-marksizm. Znaczenie to było tym większe, że w latach 80-tych w Niemczech ruch obrony praw homoseksualistów tak się rozrósł, że zdominował tamtejsze życie publiczne. Przede wszystkim nastąpiła jego instytucjonalizacja, za która szedł dostęp do publicznych źródeł finansowania. W 1982 r. powstał tzw. Lesbenring, organizacja zrzeszające różne ugrupowania lesbijek, a w 1986 r. jej męski odpowiednik – Federalny Związek Homoseksualizmu (Bundesverband Homosexualität). Poza tym w szkołach wyższych powołano tzw. referaty homoseksualne, podległe Ogólnemu Komitetowi Studentów, oraz szereg niezależnych referatów ds. lesbijek i homoseksualistów, mających swoje przedstawicielstwa w uczelnianych parlamentach. Proces ten od pewnego momentu przybrał charakter samonapędzającego się „trendu”, ponieważ nawet przy bardzo dobrych chęciach trudno jest ustalić, jaki związek mają preferencje seksualne studenta np. z przebiegiem jego studiów w zakresie gry na wiolonczeli lub języków afrykańskich – chyba że do programu tych studiów zostaną włączone zachowania seksualne.
Zwieńczeniem instytucjonalizacji wpływów homoseksualistów była deklaracja niemieckiej partii „Zielonych” z 1987 r. jako politycznej reprezentacji homoseksualistów. Warto przypomnieć, że w partii Zielonych rozpoczynał oficjalna karierę polityczną Joschka Fischer, a przywódcą europejskich ruchów „zielonych” był Daniel Cohn-Bendit.
Na popularność zorganizowanego ruchu homoseksualistów negatywnie wpłynęło doświadczenie AIDS, uznanego za samodzielną chorobę w 1981 r. Wielu aktywistów wycofało się z życia organizacji i nawet w 1989 r. część z nich ogłosiła koniec ruchu. Klasyczne grupy emancypacyjne zaczęły zanikać, natomiast na początku lat 90-tych w sposób eksplozyjny zwiększyła się liczba uczestników parad homoseksualistów, szczególnie tzw. Christopher Street Days – pochodów upamiętniających wspomniane wyżej zamieszki w Stonewall Inn. Pochody te nazywane bywają „tęczowymi paradami” albo „paradami dumy”.
Na marginesie: ponieważ w 1997 r. organizatorzy berlińskiego pochodu zażądali od uczestników opłaty za wynajem samochodów tworzących kolumnę parady (nieco podobnie jak w Rio), wywołało to naturalne oburzenie wielu uczestników (przecież wszystko powinno być za darmo, samochody też) i uznanie parady za przedsięwzięcie komercyjne. W proteście przeciwko komercjalizacji od 1997 r. w Berlinie Kreuzbergu organizowana jest konkurencyjna para, tzw. Parada Transgenialna. Oczywiście obydwie parady skierowane są przeciwko homofobii, tansfobii, wszelkiej dyskryminacji, rasizmowi i „heteronormatywizmowi”.
Najważniejszą zmianą, jaka zaszła na początku lat 90-tych w życiu politycznym było włączenie kwestii obrony praw mniejszości seksualnych do programów i praktyki większości lewicowych partii politycznych. Była to zmiana zasadnicza, ponieważ obrony praw homoseksualistów podjęły się partie składające się w znakomitej większości z heteroseksualistów.
Wydaje się uzasadnione przekonanie, że jeśli partie polityczne złożone z heteroseksualistów podejmują się obrony praw homoseksualistów, to ani te partie, ani ich heteroseksualni członkowie niczego na tej obronie nie zyskują, a zatem musi być jakiś szczególny powód, dla którego tej obrony się podejmują. Jednym z powodów może być moralny protest przeciwko rażącej niesprawiedliwości, jaka spotyka bronionych homoseksualistów. O wiele bardziej prawdopodobne jest jednak, że celem jest wykorzystanie ruchu homoseksualistów jako trzeciego proletariatu, tzn. jako siły, która ułatwi ostateczne rozsadzenie tradycyjnej kultury, która, mimo iż rozsadzana jest od stu lat, jakoś nie chce się poddać.
Nie udało się z proletariatem przemysłowym, nie udało się z młodzieżą, być może uda się z homoseksualistami.
Proletariat mniejszościowy jest szczególnie przydatny jeszcze z jednego względu.
Tradycyjna kultura nie mogła i nie chciała sprzeciwach się hasłom sprawiedliwości społecznej i rzeczywista poprawa sytuacji proletariatu była wynikiem ruchów reformatorskich, a nie rewolucji. Podobnie nie tylko nie sprzeciwiała się ona nawet daleko idącym reformom systemu wychowania, ale sama je wprowadzała (wystarczy wspomnieć systemy wychowawcze Janusza Korczaka czy Marii Montessori), chociaż sprzeciwiała się anarchistycznej w istocie rewolucji obyczajowej. W przypadku politycznie motywowanych, aktywistycznych ruchów mniejszościowych, zmierzających nie do tolerancji mniejszości, ale do jej hegemonii nad większością, tradycyjna kultura musi stawiać zdecydowany opór.
W takiej sytuacji ułatwione jest prowadzenie kampanii propagandowej mającej na celu wykazanie represyjnego charakteru kultury. Wystarczy ją nieustannie prowokować, stawiając żądania akceptacji dla coraz bardziej rażących demonstracji antykulturowych. Wystarczy ją atakować, aby musiała ona podjąć działania obronne. Każde z tych działań można potem traktować jako agresję.

 

CZY HOMOSEKSUALIZM JEST REPRESJONOWANY

Na świecie jest pewna liczba osób cierpiących na dysfunkcję narządu wzroku, uniemożliwiającą rozróżnienie kolorów zielonego i czerwonego, popularnie zwaną daltonizmem. Ocenia się, że wadę tę ma (w różnym nasileniu) nawet do 9% mężczyzn i ok. 0,8% kobiet. Wada ta uniemożliwia odróżnienie koloru świateł ulicznych i osoba nią dotknięta nie otrzyma prawa jazdy, ponieważ mogłaby bez własnej winy rozjechać przechodniów na pasach albo wjechać na skrzyżowanie i spowodować inny wypadek. Jeśli taka osoba będzie jeździć samochodem czy motocyklem po własnym polu lub podwórku (czyli nie po drodze publicznej), nikt nie będzie miał jej tego za złe (nawet policja). Jednak nie na drogach publicznych.
Pozbawienie daltonistów możliwości prowadzenia pojazdów mechanicznych na drogach publicznych jest niewątpliwie ograniczeniem ich praw. Czy jest ono przejawem dyskryminacji? Nie. Można wyliczyć szereg zawodów, których wykonywanie możliwe jest tylko po spełnieniu określonych warunków, a niemożliwe, jeśli warunków tych się nie spełnia. Nikomu nie przyjdzie do głowy nazywanie tego dyskryminacją.
Homoseksualiści mają niewątpliwie inny niż typowy (czyli zgodny z normą, czyli normalny) sposób widzenia i rozumienia kwestii płci. Nie ma żadnego znaczenia, z jakich powodów różnią się oni tą cechą od większości. Może być ona wrodzona, może być nabyta, może być uwarunkowana społecznie albo wynikać z indywidualnych doświadczeń. Tak czy inaczej mają oni podobną do daltonizmu dysfunkcję organizmu (psychiki) uniemożliwiającą im odróżnianie płci w sposób typowy dla większości społeczeństwa, które płeć męską i żeńską odróżnia tak, jak kolory czerwony i zielony. Jeśli skutki tej cechy ograniczają się do ich własnego życia, ew. do środowiska ludzi o podobnym sposobie widzenia płci i jeśli udział w tym środowisku jest wynikiem wolnego wyboru ukształtowanej osobowości, nikt nie ma prawa się do tego wtrącać nawet, jeśli się komuś zachowania homoseksualne nie podobają. Jeśli pojawiają się przypadki dyskryminacji takich osób, mają one prawo bronić swojej odrębności i domagać się zaprzestania jakichkolwiek represji. Chociaż nie mają prawa domagać się aprobaty lub akceptacji.
Jeśli natomiast osoby lub środowiska homoseksualne podejmują w przestrzeni publicznej jakiekolwiek działania mające na celu promocję, akceptację lub aprobatę (a więc postawy wykraczające poza definicje tolerancji) dla zachowań homoseksualnych wśród osób, które takich preferencji nie przejawiają, a już szczególnie wśród młodzieży, a tym bardziej wśród dzieci, których wychowanie jest konstytucyjnie zastrzeżonym prawem rodziców, to oznacza, że podejmują działania łamiące prawa większości. Ponieważ większość społeczeństwa cechują zachowania heteroseksualne i większość ma skłonność do jednoznacznego odróżniania płci, promocja homoseksualizmu w przestrzeni publicznej jest niczym innym, jak promocją daltonizmu wśród osób odróżniających kolory i domaganiem się wydania daltonistom prawa do prowadzenia pojazdów mechanicznych po drogach publicznych.
Czy sprzeciw tradycyjnej kultury wobec promocji homoseksualizmu jest ograniczeniem praw homoseksualistów? Jest – dokładnie takim samym, jak odmowa wydania prawa jazdy daltonistom. Czy jest on dyskryminacją? Tylko wtedy, jeśli odmowę wydania prawa jazdy daltonistom uznamy za dyskryminację.
Czy jednak daltoniści organizują parady daltonistów domagające się wydania im praw jazdy? Nie słyszałem o takiej inicjatywie (chociaż mogliby na taki pomysł wpaść dadaiści). A to dlatego, że daltoniści to w większości ludzie kulturalni w tym znaczeniu, z rozumieją oni skutki takiej decyzji. Oni sami zyskaliby wprawdzie możliwość jeżdżenia po ulicach, ale narażaliby samych siebie na niebezpieczeństwo rozjechania na pasach przez innego daltonistę.
Przyczepiłem się do daltonistów (bardzo przepraszam), ale w życiu społecznym można wskazać wiele przykładów, gdy z różnych względów jednostce nie są dostępne pewne, nawet konstytucyjnie gwarantowane uprawnienia. Wystarczy przeczytać spis lekarskich przeciwwskazań do wykonywania wielu zawodów, żeby dojść do wniosku, że w każdym kraju żyje ogromna armia ludzi dotkliwie represjonowanych. Te represje wynikają nie tylko z przyczyn medycznych. Równie dobrze za represję można uznać wymóg niekaralności przy obejmowaniu wielu ważnych funkcji.
Mimo to niewiele jest partii walczących o to, aby złodziejom-recydywistom umożliwić obejmowanie stanowisk głównych kasjerów, natomiast jest wiele partii, stowarzyszeń i instytucji społecznych domagających się przyznania pedofilom prawa do wychowywania dzieci w szkołach.

 

NIETOLERANCJA – TOLERANCJA - AKCEPTACJA

Każda kultura ma prawo bronić swoich wartości i nie akceptować zachowań, które te wartości naruszają. W niedawnych jeszcze epokach, gdy powszechnie stosowanym argumentem był terror, mniejszościowe grupy manifestujące zachowania naruszające wartości kultury większości były fizycznie eliminowane lub zmuszane do działania w ukryciu. Powszechnie znana jest historia Reformacji, której zwolennicy byli szykanowani przez katolicyzm i sami równie skutecznie katolicyzm szykanowali (kiedy Cromwell zezwolił Żydom na powrót do Anglii, katolików i ateistów tępiono tam w dalszym ciągu). Chlubnym wyjątkiem pod tym względem była Polska i pierwszy edykt tolerancyjny w nowożytnych dziejach Europy - Akt Konfederacji Warszawskiej z 1573 r.
Aktywne zwalczanie nieakceptowanych postaw i zachowań było przejawem nietolerancji, natomiast stosowana coraz szerzej od czasów uchwalenia Konstytucji Stanów Zjednoczonych (1787) i Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela (1789) zasada tolerancji wymaga uznania prawa innych ludzi do poglądów, postaw i zachowań zgodnych z ich systemem wartości.
Tolerancja nie oznacza jednak akceptacji, ani tym bardziej aprobaty dla wszelkich postaw i zachowań i nie może jej oznaczać z przyczyn logicznych, ponieważ akceptacja oznacza uznanie odmiennych postaw i zachowań za słuszne i właściwe, a zatem wyklucza potrzebę tolerancji.
Pomieszanie pojęć tolerancji i akceptacji, a nawet aprobaty w odniesieniu do różnego typu mniejszości pojawiło się dopiero na początku lat 90-tych XX wieku, gdy politycznego znaczenia nabrała kwestia mniejszości seksualnych.

 

MARSZ PRZEZ PARTIE POLITYCZNE

Marsz przez instytucje miał dwa wymiary. Jeden obejmował przejmowanie kluczowych pozycji opiniotwórczych, drugi zaś stopniowe wchodzenie w struktury władzy politycznej. Kryzysy gospodarcze lat 70-tych osłabiły wpływy lewicy i prowadziły do zwycięstw konserwatystów (Thatcher 1979. Reagan 1981, Kohl 1982). Część sfrustrowanych aktywistów skłaniała się coraz bardziej ku terroryzmowi (Brigate Rosse, RAF, Action Directe). Rozwiązaniem było powołanie politycznej organizacji „kanalizującej” radykalizujące się nurty.
Zgodnie z teorią krytyczną rewolucyjną siłą miały być „społecznie izolowane, uciskane mniejszości”. Ich reprezentacją stał się bardzo zróżnicowany ruch Zielonych. Założona w 1980 r. niemiecka partia Zielonych po raz pierwszy weszła do Bundestagu w 1983 r. obejmując również fóżne pozycje w rządach krajowych. W 1985 r. pierwszym „zielonym” ministrem został Joschka Fischer, a jego doradcą Daniel Cohn-Bendit.
Jakkolwiek ruch Zielonych wyrastał z ruchów ekologicznych, to jego baza społeczną stały się mniejszości seksualne, a bazą ideologiczną ideologia gender. Wynika to z logiki teorii krytycznej - kwestie ekologiczne itp. są kwestiami technicznymi, możliwymi do rozwiązania w drodze konsensusu, natomiast kwestie płci i seksu - wiecznego leitmotivu antykultury - dotyczą wartości fundamentalnych i stanowią źródło nierozwiązywalnego konfliktu uzasadniającego nieustanna zmianę status quo. Z tego względu Zieloni gotowi byli do popierania każdej inicjatywy gwarantującej im poparcie każdej mniejszości - łącznie z propozycją legalizacji pedofilii (z której się obecnie wycofuje).

 

ZIELONI

Ochrona środowiska
antyatom
Feminizm
Nowe ruchy społeczne
Pacyfizm
Klub Rzymski (Adam Schaff)„Granice wzrostu”, 1972
Ernst Friedrich Schumacher „Small is Beautiful”, 1977

Ruch Zielonych był wynikiem starań o integrację rozbitego ruchu pokontrkulturowego. W wyniku długiego procesu negocjacji wypracowano cztery „Esencje” akceptowane przez wszystkie ofłamy, stanowiące platforme współpracy: Ekologia, socjal, demokracja bezpośredniea, pacyfizm.
Prymat eokologii
Państwo socjalne
Demokracja bezpośrednia uniemożliwiająca tworzenie struktur „totalitarnych”
Antyprzemoc – doświadczenie radykalnych ruchów antyatomowych okupujących place budów.
Na tej podstawie powstała koncepcja „polityki alternatywnej”

Niemiecka Partia Zielonych powstała w 1980 r., gromadząc anrty-atomy, ekologów, nowe ruchu społeczne i Nową Lewicę. W latach 1985-87 brała udział w czerwono-zielonej koalicji w Hesji z Fischerem jako ministrem. PO zjednoczeniu w 1991 r. straciła popularność i zawarła koalicję z opozycją i inicjatywami obywatelskimi z dawnej NRD (Bündnis 90).
W 1998 r. koalicja zyskała w wyborach do Budestagu. Fischer został ministrem i vicekanclerzem w rządzie Schroedera. Annae Fishcer, trockistka ministrem zdrorowia.
Kooperatorem i koordynatorem Zielonych jest Cohn-Bendit, członek zielonych niemieckich i francuskich, od 1994 r. członek EUroparlamentu.

 

PARTIA ZIELONYCH

Ideologiczną bazę dla marszu przez instytucje stworzył ruch „zielonych”. Wyrósł on z doświadczeń pierwszego kryzysu energetycznego początku lat 70-tych oraz narastającej świadomości, że budowa społeczeństwa dobrobytu zagraża środowisku naturalnemu rozumianemu jako „naruealne środowisko ludzkości”. W 1972 r. ukazało się studiom Klubu Rzymskiego pt. Granice wzrostu i książka Ernsta Schumachera Małe jest piękne (Smal lis beautiful). W Niemczech podobne diagnozy powstawały po lewej i prawej stronie politycznej sceny. Herbert Gruhl z CDU wydal książkę „Splądrowana planeta”, a Erhard Eppler z SPD książkę „Ende oder Wende” (1975).
Szeroko pojęta ekologia była tematem „moralnie nienagannym” i atrakcyjnym dla młodego pokolenia, a przede wszystkim nadawała się na ideologię globalną.
Pierwsze, niewielkie partie Zielonych powstawały od 1970 r. w Holandii, Australii i Nowej Zelandii i w Anglii. W 1980 r. w Karlsruhe powstała niemiecka Partia Zielonych (Die Grünen), W początkowym okresie do najaktywniejszych należeli Dutschke, Joschka Fischer, Joseph Beuys, Petra Kelly. W 1982 r. z partii odłączyła się frakcja konserwatywna tworząc Ekologiczną Partię Demokratyczną ((ÖDP). Frakcja postępowa przeformułowała program włączając do niego: pacyfizm, zniesienie ograniczeń imigracyjnych (gastarbeiterzy), legalizację narkotyków, oraz obronę praw homoseksualistów.
W latach 1985-87 Zieloni tworzyli tzw. czerwono-zieloną koalicję w Hesji
W 1987 r. w partii Zielonych powstaje Zespół Roboczy ds. Homoseksualistów, Transseksualistów i Pederastów domagający się legalizacji pedofilii.
Wobec zjednoczenia Niemiec w NRD powstała podobna inicjatywa skupiona na prawach człowieka i prawach obywatelskich. W 1990 r. powstało tzw. Zjednoczenie’90. W tym samym roku miała miejsce fuzja Partii Zielonych z dawnej RFN i NRD, a w 1993 r. zawiązano koalicję Zjednoczenie’90/Zieloni. Koalicja ta weszła w 1994 r. do Bundestagu i od 1998 r. współtworzyła rząd w Niemczech.

 

ZIELONI – COHN-BENDIT - FISCHER

Daniel Cohn-Bendit (1945) jest niemiecko-francuskim rewolucjonistą, jednym z przywódców francuskiej rewolty studenckiej w maju 1968 r., gdzie dorobił się nicku „Czerwony Dany”. Po usunięciu z Francji został aktywistą niemieckiego SDS i opozycji pozaparlamentarnej. Od 1978 r. współtworzył niemiecką partię Zielonych. Po przegranej ruch podzielił się na radykalnych „fundis” i reformistycznych „realos”. Bendit razem z Joschką Fischerem doprowadzili realos do wejścia Zielonych do Parlamentu Hesji i zawiązali pakt o nieagresji z SPD. W 1984 r. Bendit przyłączył się oficjalnie do Zielonych, a po objęciu przez Fischera ministerstwa środowiska został jego doradcą.
W 1989 r. Bendit został mianowany decernentem Frankfurtu ds. „multikulturalnych” (do 1997). W 1997 r. wycofał się z polityki regionalnej aby przejść do polityki europejskiej.
Od 2000 r. Bendit popierał ideę Konstytucji europejskiej, odrzuconej w 2004 r. W powszechnym głosowaniu miał być wybierany prezydent (kanclerz) z listy uzgodnionej między ugrupowaniami, kanclerz miał przedstawić Parlamentowi Europejskiemu rząd do zatwierdzenia, aby uzyskać legitymację większości europejskich parlamentarzystów. Dzięki temu Europie wzrośnie entuzjazm i złagodzone zostaną tendencje separatystyczne poszczególnych krajów (czyli posłowie deparlamentu europejskiego mieli decydować za własne rządy). Rządy krajowe musza przekazać swoją suwerenność rządowi europejskiemu, żeby ten mógł być sprawny i służyć interesowi całej Europy. Dzięki temu rząd Europejski będzie mógł się sprzeciwić partykularnym interesom w sprawach ochrony środowisk itp. i w ramach globalizacji stanowi przeciwwagę dominacji USA.
Od 2010 r. Bendit należy do grupy Spinelli promującej europejski federalizm. Ze strony polskiej w grupie działają Róża Thun i Danuta Hubner.
W okresie działalności studenckiej Bendit wspierany był finansowo przez Hannę Arednt.
Bendit do dzisiaj twierdzi ppublicznie, że Niemcy organizowali żydowskie obozy zagłady w Polsce ze względu na sprzyjający Holokaustowi polski antysemityzm.

 

SPONTI, FUNDI, REALOS

ZIELONI

EWOLUCJA AKTYWISTÓW

 

OPOZYCJA POZAPARLAMENTARNA

Opozycja pozaparlamentarna (Außerparlamentarische Opposition- APO) w Niemczech wyrosła ze studenckich protestów przeciwko tzw. Wielkiej Koalicji zawiązanej w 1966 r. przez socjalistów (SPD) i chadeków (CDU). Organizowały je przede wszystkim Niemiecki Socjalistyczny Związek Studentów (SDS), domagając się demokratyzacji uniwersytetów, czyli wpuszczenia na teren uczelni politycznej agitacji (o to samo chodziło później studentom Sorbony i Nannteres w maju 68 r.).
W programie APO pojawiły się wszystkie pozycje repertuaru ówczesnych kontestatorów – protest przeciwko bombie atomowej i elektrowniom atomowym, wojnie w Wietnamie, zachodniemu imperializmowi (w Niemczech stacjonowały amerykańskie wojska), a także sprawy Trzeciego Świata z jego bohaterami Ho-Chi-Minem, Mao-Tse-Tungiem i Che Guevarą. Teoretyczne i moralne wsparcie dała śmietanka filozofów: marksiści Ernst Bloch, Theodor W. Adorno, Herbert Marcuse, egzystencjalista Jean-Paul Sartre.
Opozycja niemiecka działała przede wszystkim w środowisku studentów i uczniów, nie miała więc żadnych wpływów wśród proletariatu. Do najważniejszych przedstawicieli należał właśnie Rudi Dutschke, Hans-Jürgen Krahl czy Joschka Fischer i oni formułowali krytykę nie tylko kapitalizmu, ale również zbiurokratyzowanego komunizmu wschodniego. We Francji natomiast studencki ruch kierowany m.in. przez Daniela Cohn-Bendita zyskał poparcie proletariatu (związków zawodowych) dzięki czemu w 1968 r. doprowadził niemal do upadku rządu.
W 1967 r. w czasie demonstracji w Berlinie Zachodnim policjant zastrzelił jednego z demonstrujących studentów (w 2009 r. okazało się, że policjant ten był agentem Stasi), a w 1968 r. Dutschke został ciężko ranny w wyniku zamachu. APO została zmarginalizowana i przez następnych kilka lat nie odgrywana istotnej roli. W latach 70-tych w jej miejsce pojawiły się tzw. Nowe Ruchy Społeczne, podejmujące nowe tematy, przede wszystkim rozbrojenie, ochronę środowiska i protest przeciwko energetyce atomowej.

 

NIEMIECKA OPOZYCJA POZAPARLAMENTARNA

Opozycja pozaparlamentarna tworzona była przez ruchy nie mające reprezentacji politycznej, albo takiej reprezentacji nie chcące mieć. Kontestujące system jako taki.
W Niemczech przełom stanowiła śmierć Ohnesorga w 1967 r. Nastąpiła radykalizacja i podział ruchu studenckiego. W 1968 r. miał miejsce zamach na Dutschkego, SDS rozpadł się po 1968 r. APO utraciła wpływy.
Coraz większą role zaczęły odgrywać tzw. Nowe Ruchy Społeczne (Neue Soziale Bewegungen), będące już częścią marszu. Ich wynikiem było powstanie ruchu Zielonych, w których nastąpiła polaryzacja między Fundis i Realos. Zwyciężyli Realos, coraz silniej wchodzący w kompromisowe alianse z establishmentem.

 

NOWE RUCHY SPOŁECZNE

Nowe ruchy społeczne powstały ze studenckiej rewolty 68. Negowały one system i normy społeczne, zmierzałay do reformy systemu przez jego destabilizację.
Landkomuny i nowe religie
Feminizm i homoseksualizm
Inwalidzi
Ekologia, Energia atomowa, alternatywne źrodła energii
Pacyfizm
Inicjatywy obywatelskie
Krytyka globalizacji
Teologia zywzolenia
Squotersi
Ochrona zwierząt
New Age, Psychoscena, Ezoteryka, Nowa Duchowość.

 

DWIE DROGI – TERROR i POLITYKA

 

NOWA LEWICA EUROPEJSKA

Nowa Lewica inspirowana przez Marcuse’go dzieliła się na dwa nurty. Tzw. lewicy dogmatycznej i antyautorytarnej lewicy antydogmatycznej, co się tłumaczy jako rewolucyjną, terrorystyczną lewicę marksistowską i antykulturową lewica neomarksistowską.

 

LEWICA DOGMATYCZNA

Do pierwszej należały tzw. Grupy-K (staliniści i maoiści) oraz trockiści.
Grupy-K stanowiły awangardę ruchu rewolucyjnego, odwołująca się do teorii fokusowej Che Guevary.
LEWICA ANTYDOGMATYCZNA (ANTYAUTORYTARNA)
Do drugiej ruch „Spontis” (Kommune I”, z którego powstał ruch „Autonomów” i „Komórki rewolucyjne” i ich feministyczne przybudówki (Rote Zora).

 

SPONTI

Spontis stawiali na niezorganizowany ruch inicjatyw obywatelskich, happeningów destabilizujących system. Spontis to Pflastrstrand Joschkla Fischer i Cohn-Bendit. (od 1976).
Ze Sponich wyszedł ruch antyatomowy, oraz ruch „Autonomów”.

 

AUTONOMIZM

Autonomizm powstał we Włoszech, przejął elementy anarchizmu i marksizmu. Celem autonomistów jest poszerzanie przestrzeni wolnej od wpływu tradycyjnych instytucji państwowych i społecznych. Szybko odszedł od agresywnej taktyki operaistów, mimo to autonomiści zachowali gotowość do stosowania przemocy w trakcie demonstracji. Kominiarki to symbol autonomistów.
Podziałw Niemczech określal stosunek do Izraela. Antideutsche popierali Izrael. Antiimps (antyimperialiści) byli przeciwnikami polityki USA i Izraela.

/w opracowaniu/